Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ja miasto mam w mojém łonie,
Ja go ogrzewam — ja bronię,
Ja na wroga wyprowadzę        1000
Nawet karczny, nawet mury:
A kiedy trzeba? do góry
Jak wulkanem je wysadzę
Bez drżenia, bez drgnięcia powiek. —
Teraz wiesz — com jest za człowiek;        1005
Więc — mój kochany Rabinie
Oto na ten skrypt xiążęcy,
Musisz mi dać sto tysięcy
Dukatów, i milczeć głucho,
Bo nawet trup twój zaginie        1010
Jak namiot przed zawieruchą
Wichrem Jehowy zmieciony.

RABIN (przeglądając skrypt.)

Nu panie — ja milijony
Wydam zaraz na skrypt taki...
Ja nie wiem dla kogo one,        1015
Ale będą zapłacone
Téj nocy... mam dwa przetaki
Złota... sługa niski pana!

KOSAKOWSKI.

Żydzie to skrypt na Sułtana,
Na nim ty nie będziesz tracił,        1020
Choć się jak cytryna wyciśniesz...
Lecz jeśli mi przed kim piśniesz
Żeś mi taki skrypt zapłacił?
Żydzie!... tak mi pomóż Boże!
Nic cię z mych rak nie wykupi.        1025

RABIN.

A ja byłbym Panie głupi
Gdybyn gadał, nim otworzę
Kredyt u Wielkiego Turka.

KOSAKOWSKI.

Niechaj ani twoja córka,
Ani firanki u łóżka,        1030