Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie złamie nas głód, ni żaden frasunek,
Ani zhołdują żadne świata hołdy:
Bo na Chrystusa my poszli werbunek,        60
Na jego żołdy.

STAROŚCIC.

Ponieśli daléj sztandary,
Poszli daléj z bronią w ręku
A ta pieśń na fundum wiary
Anielskiego pełna jęku,        65
Ściąga nam cudy — zjawienia,
Przelotne niebios humory,
Gwiazdy z grzywą, meteory,
Nocne słońca — łby z płomienia,
Szwadrony w zbrojach nieznanych        70
Po obłokach nalowanych
Idace truchtem i cwałem,
A jak wczora, sam widziałem
Będac na straży w mieścinie...
PANA, naszego obrońcę,        75
Co siedmiomieczowe słońce
Na serca jasnym rubinie
Zapaliwszy, stał na chmurach.
I nie sam świadczę o cudzie,
Ale wszyscy moi ludzie,        80
Wszyscy szyldwasi na murach
Widzieli ten wizerunek
Doloris, jak brał kierunek
Ku wschodowi, świecąc miastu.
Widać, że nasz okręt tonie,        85
Że potrzeba mu balastu,
Więcéj szabel... więcéj ducha,
Więcéj serca w naszém łonie:
Bo ta wielka zawierucha
Niebios, wszystkich nas pochłonie.        90

TOWARZYSZ.

Xiadz Marek wczoraj to z ducha
Wytłómaczył na ambonie
Mówiąc o różnéj pokusie.
Miecze te, powiada, bolu,
Bolące w Panu Jezusie,        95