Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To są, gorsze od kąkolu
Wady, na ojczystém polu,
Z których boleść ma Ojczyzna.
Pierwszy miecz co w niéj usterka,
Mówił, jest to francuszczyzna,        100
A drugi miecz, to szulerka,
A trzeci, to kieszeń stratna,
A czwarty, kobiece rządy;
Piąty – to przedajne sądy.
A szósty, zawiść prywatna,        105
A siódmy, zgniłe sumnienie.
Te wszystkie, mówił, ościenie
W jedném sercu co je mieści
Zatknięte ręką morderczą,
Jako błyskawice sterczą;        110
Jak słońce srebrne boleści.
Słonecznik siedmiomieczowy;
Co ma w środku serce Boże
A na rękojeściach głowy
Do panów naszych podobne.        115
I znów o każdym upiorze,
O każdym mieczu magnacie
Mówił powieści osobne,
Jak sędzia na majestacie
Sądzący zbrodnie czerwone...        120
Potém kazał przed ambonę
Przynieść trumnicę z kościarza,
I sam z ognistą powieką
Nogą odrzuciwszy wieko,
Kiedy się pył ruszył z kości        125
Krzyknął: oto proch cmentarza
Który w żywych obecności
Będzie sądzon, jak wy sami
Kiedyś nakryci trumnami
Przez lud będziecie sądzeni...        130
Oto jest proch z trupa rdzeni!
Oto jest jedna z piszczeli
Co może na karabeli
Spoczywała do starości.
Jeśli ty? mówił do kości,        135