Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/463

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LXVIII.

Ha! ha! odkryłeś mi się mój rycerzu?
Więc teraz z mieczem pod ciebie przypadam!
Naprzód ci słońce pokażę w puklerzu,       535
Przed słońcem ciebie z trwogi wyspowiadam...
Fałsz ci pokażę w ostatnim pacierzu,
I pokazanym fałszem śmierć ci zadam;
Patrząc na twoją twarz zieloną w nocy
Jak xiężyc — słońca wyrzekłeś się mocy?       540


LXIX.

Jam ci powiedział, że jak Bóg Litewski
Z ciemnego sosen wstałeś uroczyska;
A w ręku twém krzyż jak miesiąc niebieski,
A w ustach słowo co jak piorun błyska.
Tak mówiąc — ja syn pieśni! syn królewski!       545
Padłem — A tyś już następował z bliska,
I nogą twoją jak na trupie stawał?
Wstałem — Jam tylko strach i śmierć — udawał!


LXX.

Znajdziesz mnie zawsze przed twoim obliczem,
Nie powalonym, hardym i straszliwym...       550
Nie jestem tobą — ty nie jesteś Zniczem.
Lecz choćbyś Bogiem był — ja jestem żywym!
Gotów wężowym bałwan smagać biczem,
Dopóki świat gen pędzisz biegiem krzywym...
Kocham Lud więcéj niż umarłych kości...       555
Kocham... lecz jestem bez łez, bez litości


LXXI.

Dla zwyciężonych. — Taka moja zbroja;
I takie moich myśli czarnoxięstwo;
Choć mi się oprzesz dzisiaj? — przyszłość moja! —
I moje będzie za grobem zwycięstwo!...       560
Legnie przedemną twych poetów Troja,
Twe Hektorowe jéj nie zbawi męstwo.
Bóg mi obronę przyszłości poruczył: —
Zabiję — trupa twego będę włóczył! —