Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/448

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VIII.

Siedział, jak mówię — i z oplecionego
Butla pił. Litwin to był staréj daty,
Z chudym się na czas połączył kolegą.
A jego sługa czerwono kudłaty       60
Perkunas, który pana znał małego,
I z miłości mu, a nie dla zapłaty
Służył — choć nosił imie dawnych Bogów:
Kucharzem teraz był — i u trójnogów


IX.

Wieszał — Ach! nie już dla Znicza kadzidło,       65
Lecz kawał sarny; już nie dawne runy
Spiewał, lecz djabła Żmujdzkiego straszydło
Krzyżem odpędzał, gdy biły pioruny.
Wybornie umiał wędzić gęsi skrzydło,
I po Tatarsku zawijać kołduny —       70
Król Perski, który płacił złota minę
Za każdą nową rzecz — to za boćwinę.


X.

Dałby dwie. — O! boćwino! Hipokreno
Litewska! Ty co utworzyłaś szkołę!
Waza twa zawsze wytryska Kameną,       
Która ma oczki gazelli wesołe,
A w ręku białym swym — ni piu ni meno,
W rączkach które są zakasane, gołe,
Wieniec z barszczowych uszów: o! Nagrodo!
Że mi ją kiedyś dasz — marzyłem młodo...       80


XI.

Lecz teraz tracę nadzieję — Niestety!
Nie lża jak mówi Kochanowski próżno!
Próżno deptałem Parnasowe grzbiety,
I miałem nieraz Dyannę usłużną:
Kiedym chciał zamknąć Sybir w tryolety,       85
Muza została mi rymami dłużną:
Z tego więc poszło że pisałem prozą,
Odjemną mówi Tygodnik — o! zgrozo!