Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LX.

Kłębami dymu niechaj się otoczę;
Niech o młodości pomarzę pół senny.
Czuję jak pachną kochanki warkocze,       475
Widzę jaki ma w oczach blask promienny;
Czuję znów smutki tęskne i prorocze,
Wtoruje mi znów szumiąc liść jesienny.
Napróżno serce truciznami poim!...
Kochanko pierwszych dni! — znów jestem twoim.       480


LXI.

Patrzaj! powracam bez serca i sławy
Jak obłąkany ptak i u nóg leżę.
O! nie lękaj się ty że łabędź krwawy,
I ma na piersiach rubinowe pierze.
Jam czysty! — głos mój śród wichru i wrzawy       485
Słyszałaś... w równéj zawsze strojny mierze...
U ciebie jednéj on się łez spodziewał,
Ty wiesz jak muszę cierpieć — abym śpiewał.


LXII.

Idź nad strumienie, gdzie wianki koralów
Na twoje włosy kładła jarzębina;       490
Tam siądź i słuchaj tego wichru żalów,
Które daleka odnosi kraina;
I w pieśń się patrzaj tę — co jest z opalów,
A więcéj kocha ludzi niż przeklina.
I pomyśl czy ja duszę mam powszedną?       495
Ja — co przebiegłszy świat — kochałem jedną.


LXIII.

Twój czar nademną trwa. — O! ileż razy
Na skałach i nad morzami bez końca,
W oczach twój obraz, w uszach twe wyrazy,
A miłość twoję miałem nakształt słońca       500
W pamięci mojéj. — Anioł twój bez skazy
Na moich piersiach spał — a łza gorąca
Nigdy mu jasnych skrzydeł nie splamiła:
Twa dusza znała to — i przychodziła.