Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/429

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IV.

Takie Xiądz pisał listy pełne grozy.       25
A przy nim moja młoda posłannica
Przelatująca Moskiewskie obozy,
Jak głos od harfy, albo blask xiężyca,
Lub Afrodyta któréj ciche wozy
Przez błękit gołąb niósł i gołębica:       30
Ze świéczką w ręku stała zapaloną,
Od blasku, złotą mając twarz i łono.


V.

Ktoby tam zajrzał: myślałby że który
Z Ojców kościoła siedzi z gołą głową,
I po natchnienie patrzy w ciemne chmury;       35
A zaś Aniołek rączką rubinową
Dotknąwszy białéj jak kamień tonsury,
Wyciąga z głowy tęczę brylantową
Podobną róży z gwiazd, lub pełnéj malwie...
Gdy starzec siedzi na orle, lub na lwie.       40


VI.

I w ciemnym dębie było tylko dwoje,
Xiądz z piórem w ręku, ze świéczką dziewczyna;
I tylko świerszcze między drzewne słoje
Wrzały piosenką. Była to godzina
W któréj tak miło pójść nad jasne zdroje,       45
Gdzie słońcu broni przystępu leszczyna;
I na murawie legnąć axamitnéj,
W brzęku motyli, przy wodzie błękitnéj...


VII.

Lecz w owe czasy, któż jednę godzinę
Marzył, spokojnie przedumał nad wodą?       50
Któż miał czas marzyć że tak wszystko minie
Jak kwiat będący motylom gospodą?
Jak niezabudka drżąca przy leszczynie?
Jak łza?... jak wszystko co się zowie modą?...
Choć dobra moda była w onych czasach       55
Konfederować się i kryć po lasach!