Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/421

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LXVIII.

Żeby też jedna pierś była zrobiona
Nie podług miary krawca lecz Fidyasza!
Żeby też jedna pierś jak pierś Memnona!
Żeby też jedna! — Ha... to mię przestrasza.       540
Kościuszko przeczuł was krzycząc: skończona!
Z krzyża swojego krzyknął tak — a wasza
Pierś to pojęła, z tą myślą umiera.
Chociaż mi serce pęka — śmiech mię zbiera.


LXIX.

Co będzie z wami — prosto wam nie powiem,       545
Nie jestem jako wieszcz wszystko wiedzący.
Krwią do was piłem, moim duchem, zdrowiem;
A teraz ciskam serce, puhar lśniący,
Słyszycie? Pękło. — Teraz mi węzgłowiem
Jedno kobiéce serce; jestem śpiący;       550
Omdlały jestem, ogniem owionięty,
Piekielne rzeczy rzucający, święty.


LXX.

Niech się komedya gra — Może mi przyjdzie
Grać inną: wtenczas was wszystkich przerażę.
Ległem jak czarny Sfinx przy piramidzie       555
Z grobów ojczystych — patrzą blade twarze —
Może wieszcz, zechcę jeszcze w jasnowidzie,
Rzec co ciemnego? Może wam pokażę
Pełne piorunów usta, piersi, trzewa: —
Może zamilknę jak lew co poziewa       560


LXXI.

Patrząc na małość zielonego węża,
I zasnę — zasnę — ha! — lecz przebudzenie? —
Niech los i serca szaleństwo zwycięża!
Z mózgu mojego mieliście jedzenie,
Lecz serce moje się jak łuk wypręża,       565
Zrzuca was głodne sępów pokolenie.
Ugolin odbył piekło... Ognia fale!
Wyrwijcie resztę sępom — Precz Szakale