Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/407

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XII.

A jednak wielki poeta i prorok
Powiedział to w koranie i krytyka       90
Milczy — krytyka owa, która co rok
Tyle wad w moich utworach wytyka,
Jako ostrowidz lub jako nosoróg,
Bo widzi ostro i rogiem przenika;
Szczęśliwa — gdybym dbał i był gorący       95
I włożył imię jéj w poemat drwiący.


XIII.

Imię krytyki? — nie, krytyków. — A! bah!
Któż z nich ma imię? Z, K. S, K. E, K.....
Mówią że młodą Polskę pisze — baba,
Ale ja widząc jak kąsa i szczeka       100
Sądzę że jezuita — a ma draba,
Który tłómaczy na język człowieka
Hymny, przestrogi, pacierze i lekcie
W diabelskim napisane dyalekcie;


XIV.

I stąd się mocno cieszę, jak filolog,       105
Widząc, że u nas to się da wyszczekać,
Do czego Cerber w piekle czyni prolog
Ze swego wycia. Ale nie czas zwlekać
Pieśni, dla tego że jakiś theolog
Krytyką mię chciał w kawałki posiekać       110
Jakby (w baladach porównania szukaj)
On był przyjaciel wierny, a ja Tukaj.


XV.

Ale ważniejsze rzeczy radzi Muza.
Oto już słyszę z daleka pukanie
Z dział, z dubeltówek, z flinty, z arkebuza:       115
I czuję w sercu, że nadspodziewanie
Prędko, mój rycerz może dostać guza.
Niechaj się wola Pana Boga stanie
Ja go prowadzę w ogień: — jeśli zginie,
Poemat się mój wcale nie rozwinie.       120