Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XCVI.

O! Boże! gdyby przez Metampsykozę
W Kozaka ciało wleść, albo w Mazura;
I ujrzeć jaką popełniłem zgrozę
Pisząc — na przykład — Anhellego. Chmura
Gwiazd, białych duchów, które lgną na łozę       765
Jak szpaki Danta: rzecz taka ponura,
A taka mléczna i nie warta wzmianki —
Jak kwiat posłany dla pierwszéj kochanki,


XCVII.

Pewniebym takich nie napisał bredni
Gdybym był zwiedził Sybir sam, realnij;       770
Gdyby mi braknął gorzki chleb powszedni,
Gdybym żył jak ci ludzie borealni
Troską i solą z łez gorących — biedni!
Tam nędzni — dla nas posępni, nadskalni,
Podobni Bogom rozkutym z łańcuchów,       775
W powietrzu szarém, mglistém, pełném duchów.


XCVIII.

Pewnie bym. — Lecz ta spowiedź jest za długa,
Dygresje — nudzą; więc — mój czytelniku
Spróbuj czy ci się pieśń podoba druga,
Gdzie więcéj nieco będzie gwaru, krzyku,       780
Kościół i wielka słoneczna framuga,
I na tęczowym Duch Święty promyku:
Także cokolwiek szlachty. — Powieść taka
Jak dawny, długi, lity pas Polaka.