Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XCII.

Beniowski już był na kolanach; w dłonie
Wziął drżącą rączkę Anieli... Tu proszę       730
Włożyć mi wieniec Petrarki na skronie;
Bo na tém pieśń zakończę i ogłoszę
Po dawnych wieszczów umarłych koronie
Czas bezkrólewia; pobuntuję kosze,
Krytyków kupię z Grabowskim Prymasem,       735
Reszta owczarzy moja. — A tym czasem


XCIII.

Jako pretendent na własne poparcie
Utworzę całe wojsko w drugiéj pieśni.
Epiczny zamiar wyjawię otwarcie,
Wyjdę z dzisiéjszéj estetycznéj cieśni,       740
I skrzydeł mojéj Muzy rozpostarcie
Tęczowym blaskiem was oślepi wcześniéj
Niż miałem zamiar. Suszę tylko głowę
Jak w rzecz wprowadzić rzeczy nadzmysłowe.


XCIV.

Nie podobało się już w Balladynie       745
Że mój maleńki Skierka w bańce z mydła
Cicho po rzece kryształowéj płynie;
Że bańka się od gazowego skrzydła
Babki-konika rozbija i ginie;
Że w grobie leżąc Alina nie zbrzydła,       750
Lecz piękna z dzbankiem na głowie martwica
Jest jak duch z woni malin i z xiężyca.


XCV.

Nie podobało się, że Grabiec spity
Jest wierzbą, że się Balladyna krwawi,
Że w całéj sztuce tylko nie zabity       755
Sufler i Młoda Polska, co się bawi
Jak każdy głupiec plwając na sufity
Lub w studnię... która po sobie zostawi
Tyle co bańka mydlana rozwalin,
A pewnie nie woń myrry — ani malin...       760