Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LXXXIV.

„Ty wyjeżdżałeś! tyś mi nie powiedział!       665
Ale me serce jest miłośnym szpiegiem.
Nie mów mi że jest między nami przedział
Fortuny. — Jestem nad przepaści brzegiem.
Usiądź — opowiem — wszystko będziesz wiedział!
Nie strasz się tylko trudności szeregiem,       670
Nie strasz się! jesteś ludziom w poniewierce...
Lecz ja cię kocham jedna — ja mam serce.


LXXXV.

„Straciłeś cały majątek? — i cóż mi
Majątek? ludzi sąd? — ja kocham ciebie!
Ja twego serca chcę — a nie twych dusz mi       675
Potrzeba — pójdę o żebranym chlebie.
Nie odpowiadaj mi na to, nie krusz mi
Serca — mój los już zapisany w Niebie!
Ja kocham ciebie! w twojém sercu żyję.
Kto nas rozdzielić chce — ten mię zabije!       680


LXXXVI.

„Dzisiaj przyjechał Dzieduszycki z drogi,
Znów się oświadczył i o moją rękę
Prosił. — Mój ojciec stał się dla mnie srogi,
I guwernantka jak na moją mękę
Za ojcem trzyma. I ludzie i Bogi       685
Przeciwko nam są — i wuja Sosenkę
Przekabacili już na swoją stronę.
Płakałam — patrzaj — oczy mam czerwone.


LXXXVII.

„A tu, jak na złość! dla Dzieduszyckiego
Był bal — Czy widzisz jak jestem ubrana?       690
Musiałam ubrać się dla ojca mego
W ten xiężyc — lecz ja dla mojego pana
Dla ciebie tylko! dla ciebie samego
Ubrałam się tak w kwiaty — po kolana.
Prawda że dobrze mi tak bez zawoja? —       695
Ja nie ubrałam się dla nich — ja twoja!