Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Do str. 159 w. 702. Świecznikiem była.
W twarzach trupich węży które stoją na trupie Katarzyny i palą się na włosach, czytelnik możeby ujrzał podobieństwo do Potemkina, Zubowa i innych gachów téj nierządnéj. Przez prędkość, Dantyszek zapomniał węże nazwiskami ludzkiemi ponazywać; jako też powiedzieć czytelnikowi: że Katarzyna starająca się długo pochlebstwem u Woltera i innych, aby ją za światłąa pochodnią cywilizacyi na północy okrzyczeli, po śmierci hołd ten odebrała od zdrobniałego Danta w kontuszu.

Do str. 160 w. 750. I szczeknął do mnie że to Erywański.
Przez patryotyzm zapewna go Dantyszek Xięciem Warszawskim nie nazywa; a dziwić by się powinien że zeń wyjęto serce, on go nie miał.

Do str. 161 w. 784. Plwaj bo to Suworów.
Za nadto dumną i posępną ma karę ten człowiek który za życia miał srogość lwa, z postacią małpy. Wiersze jego do Katarzyny po wzięciu Izmaiłowa w których na skrwawionéj karcie imie téj carycy tak bezbożnie z imieniem Boga połączył; a lepiéj jeszcze maluje jego małpią i szatańską duszę następująca anegdota. Podczas rzezi Pragi ujrzał Suworów jendyka skaleczonego, który gdzieś z zakrwawionego domu, krwią ludzką i swoją okryty, kulejąc uciekał: „O! biedne stworzenie! zawołał patrząc na ptaka wódz moskiewski; dla czegoż ty niewinne masz mieć udział w nędzy i nieszczęściach ludzkich?“ po takiéj patetycznéj przemowie zawołał swego lekarza, kazał mu owego