Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dawniéj gdy były na honorze szczerby,
Albo ród gasnął, to łamano herby:       1200
To może jakiś trupi rycerz konny
Wleci do gromnic przez jałowiec wonny,
I na trumnie mi skruszy tarczę dumną,
I w ziemię razem zapadnie się z trumną.
Bo kiedy zdrajce honor rodu splamią,       1205
Nie ma imienia już — herby się łamią.

Sinego trupa, lecąc jak szalone
W żar zatargały jaszczurki zielone;
I zniknął — tylko coś — trzaskanie kości,
Jak płacz wilgotnéj na ogniu parości,       1210
Słyszałem blady śród płomieni jęku. —
Patrz! — Jam go niegdyś piastował na ręku!
I całowałem go w oczka ogniste;
Ja całowałem go niegdyś?! O! Chryste!
Jakże od przekleństw do litości blisko!       1215
Zapatrzyłem się smętny w te ognisko,
I było już na ustach: powróć synu!
Obmyj się ty krwią szlachetnego czynu,
Wymyj tę plamę jaką łzą czerwoną,
I nie grzesz więcéj i chodź tu na łono!       1220
Nie! nie! nie! czuję — o! ty krajo-bójca
Ty tego nawet nie zrobisz dla ojca!
Więc wieczny rozbrat z tobą o! szatanie!
Boże mój wielki! o Boże mój panie!
Jak ty mię dotknął między całym gminem,       1225
Jak ty mię moim ukarałeś synem.
Oto zhańbiony o litość cię proszę,
I smętne oczy do ciebie podnoszę.

Nie był to płomień co trzaskał nędzniki;
Ale jakoby lekkie śniegu płatki       1230
Błądziły jasne w powietrzu płomyki.
A jako owiec zmoczonych gromadki
Kiedy przed deszczem schronią się pod gruszę,
Pod smętném drzewem stały biedne dusze.
A płomień się lał okropnemi rosy,       1235
I spływał trupom po drżących ramionach,