Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Polewać trupy, niż łza moja słona.
Ubierzcie go wy w kwiaty lelijowe,
Tańcujcie nad nim i bądźcie mi zdrowe.       425
Bo mnie staremu inna niż wam droga,
Bo ja mam krwawy zapozew do Boga.
Tak mówiąc w serce jakby mieczem ranny,
Od śmiejącéj się odszedłem fontanny.
A wiatr z prędkiemi lecąc za mną echy,       430
Przynosił długo płacz, róże i śmiechy.

Lecz to na długą powieść się zabiera;
A człowiek grzeszny częstokroć umiera
I małéj bajki życia nie zakończy;
A nad nim wszyscy w śmiech! a! wstyd mospanie!       435
A cóż robiłeś ty na życia łanie?
A rzadko jaki tam anioł obrończy
Stłumi obmowy gadające licho,
Mówiąc: on w grobie śpi — gadajcie cicho!
Więc o to chodzić każdemu powinno,       440
Ażeby finis był w jego żywocie;
Jak jedną powieść skończy, zacznie inną,
Gdzieś tam na tęczach w promienistym złocie,
Gdzie już nie pójdzie nic chęciom opacznie.
Kiedyż się moja taka powieść zacznie?       445
Jużem grób sobie jak ziarnu wyorał —
Ale bierz djabli grób, ciało i morał!
Do rzeczy panie! Na końcu xiężyca
Stoi piekielna jakaś szubienica,
I biedne ludzie po śmierci przestrasza,       450
Kołysząc trupem brzęczącym Judasza.
Za szubienicą zaś ta o pół ćwierci
Mili niebieskiéj, stoi brama śmierci.
Nie dla tych ludzi co szli wedle cnoty
Ale dla krwawéj piekielnéj hołoty.       455
A na téj bramie są różne napisy.
Na szabli mojéj, jak żebrak na kiju,
Przed piekłem mój łeb uchyliłem łysy
I czytam tutaj: sacre nom de Diu.
Ognistą szablą jakąś grenadjera       460
Wyrysowane, stoi w dyamencie.