Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Obudzili się, w przepaść spojrzeli,       100
I zawołali – ciemno! ciemno! ciemno!
To hosanna dla nas szatanów,
To spiew naszych kościelnych organów;
Kto myślał przez godzinę, jest lub będzie zemną.
Wiek co przyjdzie ucieszy szatany.       105

(Mefistofel wchodzi.)
MEFISTOFEL.

Nasz szatan prorokuje w cudotwornym stroju,
Ma płaszcz cały Woltera dziełami łatany,
I pióro gęsie Russa sterczy na zawoju.

SZATAN.

Mefistofelu, przyszła do działania pora,
Wybierz jaką igraszkę wśród ziemskiéj czeredy.       110
Już nie znajdziesz cichego wśród Niemców doktora,
Po Szwajcarskich się górach nie snują Manfredy,
I mnichy długim postem po celach nie chudną.
Więc obłąkaj jakiego żołnierza.

MEFISTOFEL.

Trudno!...
Żołnierz to ryba która kruczkom nie dowierza,       115
I ma rozsądek zdrowy, przy takiéj latarni
Obaczy kurzą nogę diabła kusiciela.

SZATAN.

Samiż tylko rycerze ujdą nam bezkarni?
Słuchaj! wśród narodów wiela,
Jednemu się ludowi dzień ogromny zbliża.       120
Idź tam, jego rycerze noszą krzywe szable,
Jako xiężyc dwurożny, jako rogi diable;
I rękojeść tych kordów niema kształtu krzyża.
Pomóż im – oni mają walkę rospoczynać
Taką, jakąśmy niegdyś z panem niebios wiedli.       125
Oni się będą modlić, zabijać, przeklinać.
Oni na ojców mogiłach usiedli
I myślą o zemsty godzinie.
Ten naród się podniesie, zwycięży, i zginie;
Miecze na wrogach połamie,       130