Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W ciszy setnémi glosy zawołali:
„Czemuś nie skonał, gdy wszyscy konali?“ —


VIII.

Straszna twarz Lambra łamana cierpieniem,
Otworzył usta, chciał mówić — i nie mógł...
A potém słowo złamane westchnieniem,
To słowo „żyję“ rzucił z głębi łona...
I wstał z dywanu — wyciągnął ramiona.
Widać, że walczył ze snem i sen przemógł.
Spojrzał w około... „Paziu! daj mi czarę;
Za mało trucizn zapalonych piłem,
Bo myślą ziemską we śnie się rozbiłem...
Że nie zginąłem życie mam za karę;
A to piekielna kara niebios — życie...
Być w świecie dzwiękiem rozwiązanéj struny,
Co razi serca tonące w zachwycie!
Być jako wieko przysypanéj truny,
Co zrazu każdéj garści zapomnienia
Posępnym, głuchym jękiem odpowiada;
A potém milczy... Paziu, chcę marzenia!
Léj mi trucizny — pić będę, pić będę,
Póki się wszystkich myśli nie pozbędę,
I téj ostatniej, co serce przejada.
Paziu, daj czarę.“ —

„ — Próżno błagasz, panie;
Téj czary żadna nie zdobędzie siła;
Bo dziś, jak niosło twoje rozkazanie,
Jam czarę (kłamał:) do morza wrzuciła...” —

Nie skończył Lambra przerażony wzrokiem;
Bo korsarz drżące wyciągnął ramiona,
I pochylony naprzód stąpił krokiem,
Patrzał w twarz pazia i krzyknął: „to ona...
O nie, to widmo z piekielnéj otchłani,
To mi upiora przysłali szatani,