Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Blady — jak starzec co na ziemi przeżył
Zagasłe, mrące co dnia dzieci koło;
Gdy wszyscy padną, gdy ostatni padnie.
Tak ma wiekami wyniszczone czoło,
Że się nie chmurzy żalem, ani bladnie,
I nikt cierpienia z twarzy nie odgadnie.


II.

Archipelagu wysp wieniec różowy,
Lekkich kaików przerżynają wiosła.
Jak dawne Nimfy tak dziś te ostrowy,
Przed Tureckiémi uciekając gwałty,
Odmienne piérwszym biorą na się kształty.
Jak niegdyś Dafne w liść lauru porosła,
Tak dzisiaj Hydra zielona laurami.
Ipsara skalnym błyszczy stroma brzegiem,
Podobna córce głazowej Tantala;
Gdy pod nią śnieżna rozbija się fala,
Wiecznie od czoła wieńczonego śniegiem
Kryształowémi upłakana łzami[1].

Ipsarskie miasto, jak dłutem snycerza
Ze skał ciemnego łona wydobyte,
Barwy ma szare od tła nie odbite,
I lasem masztów na poły schowane.
Gdzieniegdzie lekka minaretów wieża,
Niesie pod niebo szczyty ołowiane.
Tam rzędy okien, od łuny zachodu
Jak mnogie lampy rospalone, drzące,
Co chwila bladsze, co chwila gasnące,
Już zaszły mrokiem — ale szczyty grodu
Długo złociste miały słońcem dachy.

Ostatnie światło z ciemnością się starło...
Chociaż to miasto napół obumarło,
Gwar słychać w mieście — bo bezludne gmachy
Głośniejszym odgłos odbijają echem;
Gwar smutny — rzadko pomięszany śmiéchem,
I tajemniczy, jako te odgłosy,

  1. Podobna córce głazowéj Tantala
    Gdy, etc.

    Te cztery wiersze są tłómaczeniem z Antygony Sofoklesa.