Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A teraz słychać hasło strażnika.
— „Kto idzie?“ — „Hetman“ — „Witam Hetmana!“
Żmija milczący klatkę odmyka.
       180 Potém odwraca twarz zamyśloną;
— „Precz stąd kozaku! Żmija na straży.“ —
Wszedł zgięty — odkrył lampę tajoną,
Potém ją światłem podniósł do twarzy:
— „Żyć będziesz Baszo! wzgardę przeżyłeś.
       185 Znasz mnie?“ — „O znam cię! znam cię szatanie!
Syna zabójco!“ — „Krew za krew stanie...
Baszo mojego Ojca zabiłeś.
Blask cię buńczuków zaślepił wabny,
Tyś go oczernił — ty od Sułtana
       190 Przyniosłeś Baszy stryczek jedwabny,
I sam na Baszę! i sam na pana!
Ja słabe mając do zemsty ramię,
Ja sam, syn Baszy, z miasta wygnany,
Gdym okiem żegnał rodzinne ściany,
       195 Widziałem głowę Ojca na bramie;
I dotąd jeszcze, dotąd w noc ciemną,
Tę bladą głowę widzę przedemną,
Jak mnie krwawémi ściga oczyma.
Lecz teraz, Żmii cienie nie straszą,
       200 Sen mój kupiłem śmiercią Selima,
Jeszcze krwi twojéj trzeba mi Baszo;
Krew swoją oddasz za łzy Zulemie,
Łzy które lała w twoim haremie;
Lecz w równéj walce oddasz ją zbrojny.
       205 Teraz idź za mną — nie bój się zdrady.“ —

Szli oba we mgłach. Basza spokojny
Oczy obracał na xiężyc blady.
Szli krętą ścieżką, gdzie wśród wybrzeży
Wznosi się zamek nad Dniepru wały.
       210 Koło ogromnéj środkowéj wieży,
Wież mniejszych lekkie wybiegły strzały.
W wieżach się smutny puszczyk odzywa,
Spi blask xiężyca i mgła przepływa.

Weszli do zamku, weszli do sali,
       215 Po ścianach błyszczą zbroje; — a z góry