Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I ożywione jak malowidłem
Dalekie miasto, z minaretami
       270 Z cieniów wypływa — a tu chmurami
W dymach pożaru zbudzone wrony,
Niekiedy białém migają skrzydłem.
Słychać pisk ptastwa — ogień szalony
Wzmaga się, rośnie. Ogniem owiana
       275 Straszniejsza niżli widmo pomoru,
Niżli pochodnia w gmachach szatana,
Swiéci kozakom wieża Bosforu.

„A teraz druhy — hej! do zabawy!...
Daléj! w przedmieścia gdzie Grek zdradziecki,
       280 Gdzie kryje złoto kupiec Wenecki;
Lecz pamiętajcie — gdy świt jaskrawy
Pozłoci niebo, wrócić do łodzi,
I przynieść wiele złota z wyprawy;
Będziemy piastry mierzyć na garce.
       285 Lecz jeśli kogo szatan uwodzi?
Jeśli się z łupu nie wyspowiada?
Niechaj pamięta, w Żmii janczarce
Pięć kul się kryje, biada mu! biada!“ —

Już świta — świta... Ognie pożarów
       290 Gasły przed słońcem — a wschód był krwawy.
Patrzcie! pod miastem chmura kurzawy,
Czy to się zbliża rota janczarów?
Migają zbroje... Zasiąść na ławy,
I szyję harmat zwrócić do wałów;
       295 Jeśli się zbliżą? wnet stem wystrzałów
Przywitać Spachów... Nie będzie boju...
Biała chorągiew błysnęła w tłumie,
Posłowie niosą słowa pokoju;
Oto kadzidło hetmańskiéj dumie...
       300 Słyszę ich trąby i rozstrojony
Dźwięk surm tureckich, dziki i huczny;
A w tłumie miga kolor zielony:
To jakiś Emir, Basza buńczuczny.
Koń jego szybki jak błyskawica...
       305 — „Cóż tam Emirze od twego pana?...“ —