Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z łez cudzych winne wybiérać haracze;
Patrzę: nad morzem uklecona z trzciny
       25 Chata uboga, z ziemi bite strzechy,
Kwieciste morza okryły rośliny;
Światło błyszczało przez łatane szyby,
Po strzechach dym się błękitny rościągał.
Ha! czyż mieszkaniec téj nędznéj siedziby
       30 Będzie mi jeszcze weselem urągał?

Niskiéj zagrody przestąpiłem progi,
Nędza tam była, lecz mieszkaniec chaty
Człowiek na pozór nędzny i ubogi,
Choć ciężką pracą utrzymywał życie,
       35 Ten drzący starzec, pochylony laty,
Trzymał garść piasku i śmiał się jak dziécie.
Był to ubogi nurek, a w tym piasku
Odgrzebał perły... O nędzo żebraka!
Perły — to perły! tak małe? bez blasku?...
       40 Spójrzałem gorzko na szczęście rybaka,
I wiodłem starca po nad brzegi morza.
Patrz! rzekłem, oto z łupów karawany,
Perła ogromna błyszcząca jak zorza;
Oto ją rzucam w te wiry, w te piany,
       45 Dostań ją z głębi a który z mocarzy
Perłę zakupi, da ci skarby złota.

Nadzieja w starca zabłysnęła twarzy,
I wnet się rzucił w wiru fale ciemne.
Zginęła perła, starania daremne!
       50 Wypłynął — była na twarzy zgryzota.

Zatrułem szczęście i pokój człowieka,
Dałem truciznę, dałem mu nadzieję.
O! jakże gorzko nad brzegiem narzeka,
O jak obfite do morza łzy leje!
       55 Widziałem potém jak poszedł do chaty,
Z rospaczą upadł na liściane łoże;
I wołał z jękiem i z płaczem: O Boże!
Byłbym szczęśliwy! mogłem być bogaty.