Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
250 
Oto przybyłam na blasku xiężyca,

Patrzaj! cień Zary ciebie nie przerazi,
Śmiertelna bladość twarzy mi nie kazi,
Chciałam być piękną — ukrasiłam lica
Kolorem róży czarownego kraju;

255 
Chciałam być piękną — ożywiłam oczy

Promieniem rosy — woń moich warkoczy
Jest tak łagodną jak tchnienie róż maju.

Pomyśl mój luby! chwila już się zbliża.
Czyliż być mamy wiecznie rozłączeni?

260 
Odrzuć daleko ten czarny znak krzyża!

On nas rozdziela — odrzuć go daleko!
Pójdziemy błądzić para błędnych cieni,
W błędne krainy... Tam przed skwarną spieką
Wiecznie nas skryją z mgły uwiane drzewa;

265 
Wśród kwiatów żródła z sennym szmerem płyną,

Jaśmin srebrnémi kwiatami powiewa;
Inne tam słońce lśni nad tą krainą,
Inny tam xiężyc srebrzysty jaśnieje;
Jak eter czyste wody kryształowe,

270 
Czarne cyprysy i drzewa palmowe;

A wiatr liściami wonnych kwiatów wieje.

A gdy twa dusza już od ludzi stroni,
Będziemy żyli samotni w tym raju.
Ani Araba koń nas nie dogoni,

275 
Gdy będzie ścigał próżno się utrudzi,

Na skrzydłach wiatru, po piaszczystéj fali,
Kraj nasz czarowny i mieszkańce kraju
Spłyniemy w stepy — coraz daléj! daléj!
Żeby już nigdy nie napotkać ludzi.

280 
Ach! pomyśl! pomyśl nad szczęścia obrazem,

Powiédz mi słowo!... sen twój nie daleki...
Ty milczysz!... Chcesz nas rozdzielić na wieki?
Pomyśl!... już nigdy nie będziemy razem,
I nigdy nasze nie złączą się duchy...
Ty milczysz!...