Ściana jak niebo gwiazdami okryta;
A na jéj czole złoty liść roskwita,
A pod jéj stopą skała marmurowa.
Promień z barwionych bijąc szyb kościoła,
Niósł z sobą obraz na szkle malowany,
W mglistych błękitach utworzył anioła;
Nie znałem wówczas sztuki malowidła,
Widziałem tylko że anioł nademną,
Rostaczał złotem malowane skrzydła,
W ten czas rzuciłem ojców moich wiarę...
Ty mówisz mnichu że to dzieło cnoty?
Ale Bóg ciężką zesłał na mnie karę,
Dni moje gorzkie zatruły zgryzoty,
Sam ojciec przeklął... „Idź wyrodne dziecie!
Idź w świat i zostań sam jeden na świecie!”
Przeklął — i wszyscy przedemną pomarli.
Jéj piękność wiecznie tkwi w sercu wyryta!
Cudnie się błyszczy, lecz prędko przekwita.
Ale gdy róża strojna w liść szkarłatu,
Utonie kiedy do mogiły piasku,
Jeśli ją tuman nakryje stepowy,
Wiecznie zachowa swój liść rubinowy,
Jak gdyby wczoraj rosła wśród oazy.
Jak gdyby wczoraj zerwana na błoni,
Tak postać Zary kwitnącą, od skazy