Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zesmętniał cały (jak ja się smętnię) i swiata cisz
(Słysząc) (Widząc krwawą narodów łzę)
(Usłyszał w sobie i serca mdłe)
(Stanął na łąkach — i nas smęt)
(Woła — be, be)
Przyjął do (serca) ducha — serce ma mdłe
A jednak smętne (słuchając) od łąk tam słyszę
Jego — be, be!

Tak mówi Pani (wiecznej) (królowa swiata) (pogody) mocarka słowa.
(I nowe w duchu królestwo tworzy
(Wiecznej miłości — i wiecznej zorzy)
Zbliżona ludom na rannej zorzy,
(Boś ją zawołał... jak anioł trzody)
Boś ty ją wołał — jak duch Eliaszowy
(Baranek Boży)
Baranek Boży.

Ani ku kwiatkom główeczki zegnie
Ani czem serce ożywi mdłe,
Wciąż — gdzie ja lecę — to za mną biegnie
Jego — be! be!

Nad litanę czystych dzieweczek
Nad (smętną wdowią) matek wrzaski — nad wdowią łzę
Głośniej i smętniej mój baraneczek
Woła — be! be!

Kwiatami miecąc — gwiazdami śnieżąc
(Wszędzie gdzie stanę a słucham)
Ilekroć (stanę wsłuchana w mgłę) pójdę w słoneczną mgłę,
Słyszę, że za mną goniąc i bieżąc
Woła — be! be!

(On ludom spędza moją przytomność)
Przezeń więc swiatu moja przytomność
A stąd i ducha oddech i czynność,