Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Słyszy i mówi — oto mi święci
Rzucają wonie na tęczy łuk
Ale mię (ściąga) woła — głos sianożęci
Baranek Bóg.

(Oto mię serca proszą ognistsze)
(Choć mgły czerwone ziemię zawleką
Mówi Marya.)

Słyszy i mówi — (nad luteń dźwięki) głośniej niż święci
(Nad (ogni tony) gwiazd co mi gra nad głową wianek)
Głośniej, niż nić gwiazd gra złoty wianek
Głośniej mię woła... (do) od sianożęci
Biały baranek.

(Nie tknie się wody — (nie skubie) trawki ni kwiata,
Na chwilę jedną nie spuści głowy,
Lecz płacze głośno król tego swiata
Duch barankowy!)

Choćbym ulecieć chciała oczyma
Na słońca złote... nad duchy złe...
(To mię na tęczach smętną (może) zatrzyma)
To mię na tęczach smętni i trzyma
Jego... be! be!

(Widzę, że po pas utonął w kwiatki
Ale nic nie je — trawek nie zżyna
Lecz podniósł głowę i szuka matki).

Po pas w kwiateczkach — kwiatków nie skubie
Na trawce młodej — trawek nie zżyna
Zgubił się w drodze — jak ja się gubię
W anielstwie syna.

(Więc choć mię chorał swiatów kołysze
Choć odp)
(Głosniej) (Smętniej nad wszelkie powietrzne cisze) (nad wszelkie słowo)
(Więc go wysłucham więc go usłyszę)