Wieńce przez oczy ducha z wysoka widziane,
Jak pierścienie srebrzyste, złote i miedziane.
Kto tchórz albo nad miarę z siebie wydobywa 5
Lub skąpi, ten je w srzodku zawichrza i zrywa.
Rząd to widząc, by naród nie cierpiał na zdrowiu
Jak piękna, ciężko lana fontanna z ołowiu,
Dżdżem złotym napełniona, chociaż wewnątrz pusta,
Leje ciągle kruszcami przez ręce i usta, 10
Więc największy się zdaje najobficiej swięty
Wieniec — przez rząd chociażby z pożyczek poczęty,
On bowiem półpierścionki zamienia w pierścienie
I w rzece złotej topi skąpce jak kamienie.
Gdybyś twego dochodu grosz wydał i stracił,
Dłużnikby ci twój jutro tym groszem zapłacił.
Z rozrzutnika dziś płynie, lecz fontanna licha,
Jutro ryba, w tej wodzie stworzona, wyzdycha.
Ani rola, ni handel, ni prac rozdzielenie
Nie jest zrzodłem bogactwa kraju — lecz natchnienie.
Za Jowisza konałem niegdyś śmiercią krwawą,
Potem za Rzym — za honor — za krzyż i za prawo.
Wszystko to za Jowisza — raz swięcie konałem,
Aby we mnie duch Boży nie klęknął przed ciałem.
Gdyby chciał sprawę ducha odnowić Hiszpanem
Pan Bóg, byłby im Soulta uczynił Sułtanem,
A jużby się dziś, jak my, z pod własnych bezwstydów
Wydobywali duchem Kolumbów i Cydów.