Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Które się wlekły girlandą przez morze,
A niosły mi pieśń z mych ojczystych łanów.

Ale i głosy ptaków nic nie rzekły        25
Rozumieć tworów nieumiejącemu,
Tylko girlandy smętnych jęków wlekły,
Szum skrzydeł dając wiatrowi wielkiemu

A smętek morzu... Lecz teraz, o Panie,
Radosny jestem i rozweselony,        30
Przyszedłszy na to natury poznanie,
Które mi staje za skarby i trony

A z Ciebie wyszło...
Niechże nie powiada
Człowiek, że w moich słowach kościołowi
Jaka nienawiść jest lub jaka zdrada        35
Albo strach jaki...
Bośmy w nim nie nowi,

Bośmy go dawniej pełni złotej wiary
Ani krwi nie żałując, ani stali —
Stroili w straszne tureckie sztandary,
A sztandarami w miesiące ubrali;        40

A miesiącami dzisiaj błyszczy temi
I tą odwieczną sztandarów purpurą,
Błyszczy jakoby pióry anielskiemi
Pod Apeninu rozwinięty górą.

Oto więc proszę, aby mi na progu        45
Pozwolił z mego narodu żebraki
Usiąść, a nie siał tam ciernia i głogu,
Gdzie człowiek zbity niby orzeł jaki

Piersią upadnie... Proszę, niech już przecie
Z litości nad swą wiarą wyziębioną        50
Pozwoli, że kto czarta w nim rozgniecie
I z błyskawicą się zetrze czerwoną,