Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie myśl, ze wszystko na naszej łące
Smutnieje, więdnie, zachodzi nocą,
Że nietoperze ociemniające
W powietrzu cicho skrzydły łopocą,        220
Gdzie znajdą lampę — skrzydły zaduszą,
Gdzie znajdą ciepłą polską krew w żyłach,
To ją wysmokczą — serce wysuszą —
Mózg o waryackich zostawią siłach.
Nie tak, tu nie tak... jak ci się może        225
Przyśniło, głośny szlachty upiorze!

Duch, ogień, młodość
Orla i żywa
Ogniem porywa
I z ducha czerpie.        230
Nad nią na sierpie
Z blasków księżyca
Boga Rodzica
W zorzy czerwonej,
Na wywróconej        235
Tęczy porannej!
A pod nią mgła
Z ognia i szkła
W skrze nieustannej
Bałwany wznosząca,        240
By znieść ją z miesiąca,
Z gwiazdami złotemi
Postawić na ziemi,
Ogłosić królową,
Piękność z płomieniem w sercu, z gwiazdami nad głową.        245

Wyszła, wyszła z za obłoku,
Ludom się pokaże,
I na żniwie i na toku
Ujrzą ją żniwiarze!
Cała w słońcach, cała w błyskach,        250
Z kwiatem złotym w dłoni;
Pastuszkowie przy ogniskach
Zaśpiewają o niéj!...
Ujrzą ją na polu trzody