Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VII.

Jakiż to dzwon grobowy        75
Z wiejskiego zabrzmiał kościoła?
Idzie tłum pogrzebowy —
Schylone do ziemi czoła;
Trumna — za trumną dzieci,
Smutna przyjaciół drużyna        80
Bladą gromnicą świeci,
Ciche modły powtarza.
Weszli we wrota cmentarza
Pod trumną ramie syna.
Czarną dręczeni rozpaczą,        85
Czarną okryci żałobą...

Czemuż płaczą nad sobą?
Bogatą wezmą spuściznę.
Dlaczegóż nad nim płaczą?
W grobie zapomni troski...        90
Bracia! — on umarł — on był ostatnim z tej wioski,
Co widział wolną ojczyznę.
Synowie jeszcze po nim nie zdjęli żałoby,
Już na wolnej żyją ziemi.
Idźmy więc nad ojców groby,        95
Wołajmy, bracia, nad niemi —
Może usłyszą w mogile?...



VIII.

Widziałem, jak młodzieniec w samej wieku sile,
Strawiony własnym ogniem — przeklął ogień duszy.
Wołał: — »Czemuż Bóg więzów moich nie rozkruszy?...«        100
Lecz wszędy cichość grobowa;
A więc sam odpowiadał: — »Jestem panem życia!« —
Okropne rozpaczy słowa!
Z umysłowych władz rozbicia
Została ta myśl straszliwa.        105
I bladość śmierci lice wyniosłe okrywa.