Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brze płaci. Otwieraj usta na wyznanie takie, jakowe uczniom swoim wybranym, wiernej czeladce, a przecież tak im kazał cierpieć Mistrz, Pan i Gospodarz Niebieski; gdy uczynicie wszystko, co wam rozkazano, mówcie: „słudzy nieużyteczni jesteśmy, cośmy byli winni uczynić, tośmy uczynili“. Łuk. r. 17 w. 10.
Zwyczajny to jest tryb postępowania naszego, iż zapatrujemy się na siebie z pobłażeniem, a na tych, którzy nas otaczają, zbyt surowie. Ztąd jako mówi Zbawiciel, w cudzych oczach spostrzegamy proszki, a w swojem nie widzimy belki. Tacy byli wzmiankowani w dzisiejszej ewangelii robotnicy. Za ich pracę niedość było grosza, a za cudze grosz był nadto.
Gdyby oni byli wprzód uważyli, iż tak jak im i drugim grosz był obiecany; gdyby byli uważyli, iż wolno było gospodarzowi czynić takie kontrakty, jakie mu się podobały: gdyby byli zastanowili się nad tem, iż grosz dany tym, co przyszli o jedenastej, nie był wzięty z należytości tych, którzy przyszli o szóstej; gdyby nakoniec i na to wzgląd mieli, że każdemu z własnego majątku szafowanie takie, jakie mu się przypodoba, jest wolne: byliby się zapewne wstrzymali od szemrania i owszem kontenci względem siebie z rzetelności gospodarza, wielbiliby względem drugich jego hojność. Ale przeszkodziło im do tego złe i niesprawiedliwe na drugich zapatrywanie się. Ztąd też usłyszeli w osobie jednego zśród siebie: „czyli oko twoje złośliwe jest dlatego, iżem ja jest dobry?“ an oculus tuus nequam est, quia ego bonus.
Psuje dobroć Pana złe sługi; lecz nie dobroć Pańska, ale złość sług zepsuciu winna. Że skażone naczynie, dobry likwor w truciznę albo w gorycz obraca, nie z likworu wina, ale z naczynia, które go skaziło. Trafia się w ziemskich panach dobroć niepomiarkowana, źle rozrządzona, zbyt pobłażająca; taka nie jest cnotą, ale słabością. Ale Bóg, Istność doskonała, przywarom ludzkim nie podlega. Nasza więc złość z samej nawet dobroci bożej staje się gorszą. Zapatrywali się oni ranni szemracze na późniejszych współpracowników okiem złośliwem, okiem uprzedzonem. To im nie dało postrzedz nic innego nad zdrożność i w tym, co grosz dawał i w tych, co grosz brali. Gdyby te oczy nie były zarażone jadem ambicyi, zazdrości, zysku; byłyby spostrzegły w współpracownikach ludzi, którzy na rynku stali, nic nie robiąc, dlatego, iż nie znaleźli takiego, któryby ich do roboty powołał, byliby uważali ludzi lubo próżnujących przed robotą, jednak za pierwszem wezwaniem ochoczych do pracy, byliby uważali współbraci równie, a może i bardziej potrzebnych; byliby może i to uważali, że choć robili krócej, na ochocie im jednak do pracy nie zbywało; możeby im oko nieuprzedzone i to jeszcze podało do widoku, iż późniejsi lepiej od nieb pracowali. Ale te uwagi,