i wschodowi, jest «Don Quichotte». Bohater właśnie że nie twórczy, ale tylko już zamagnetyzowany przeszłością i resztą jej fantastycznego płomienia zażegnięty, porywa się on z łoża do dziennych prac w chwili, gdy go noc zaskoczyła; zdało mu się jakoby, że to przedświt, a to był ostatni słońca blask. Jest to epopeja restauracji. Godfryd[1] jest typem energji twórczej, Don Quichotte typem energji nadrobionej i sztukowanej. Jakoż najnieszczęśliwszy to w historii człowiek, wszystko na nim złatane, aż do zapału; nie kontynuator to, nie ekspiator[2], ale opętaniec rzeczy przyszłych, podobny do tych antykwarjuszów urojenia, którzy sami przed sobą gotowi są kłamać rzadkości bibljograficzne lub na starej broni herby podrabiać, aby choć na chwilę się ułudzić! Najsmutniejszy to typ — płakać można, czytając Don Quichotta, gdy, przeciwnie, grzać się młodości ogniem przy czytaniu «Jerozolimy».
Oto więc wschodowy i oto zachodni blask wszelkiej epopei — ale, że dziejów całość nietylko ma twórczość żywotną i rozstrój, kryty blichtrem łatanego naśladownictwa, ale że ona ma jeszcze momenta wczasu, wypocznienia prozy, któreby południem nazwać można — w te więc czasy wakacyj i bohaterem takiej epopei nie byłby już Godfryd, nie Don Quichotte, ale poczciwy chłopiec jaki dzielny i szczery — Pan Tadeusz — i oto jest trzecia epopeja w toku chrześcijańskiego życia. Co zaś do czwartej, której światłem nie byłby ani zorzy promień, ani zachodu czerwoność, ani południowego słońca realizm, tę musiałby oświecać księżycowych przesileń moment lub godzina północy. Takiej to epopei początkiem zdaje się być «Król Duch». Miała to być, zdaje się, epopeja fenomenologiczna, jakiej dotychczas jeszcze nie ma żadna literatura.
W duchu czasu jednakże zarodek tego leży, charakterem dzisiejszej poezji jest to, że za bohaterów bierze ona idee, albo bezosobiste fenomena: wszystko to są jeszcze Manfredy, Hamlety, Wertery, Gustawy, Fausty i t. d., nie są to właściwie epopeje. A jednakże śmiem mniemać, że poza obrębem czterech powyższych, chrześcijańska epopeja nie istnieje. «Luzjady»[3] albowiem nie można uważać jeno za drugą połowę «Jerozolimy» Tassa. «Komedja Boska» Danta nie jest również epopeją, bo w niej bohater współczuje tylko, nie zaś działa, jest ona prędzej «Odysseą», bo jest wędrówką do ojczyzny, jakkolwiek tą ojczyzną nie Itaka już, ale niebo. Jest jeszcze i więcej ksiąg różnych, bohaterskim rymem pisanych, ale te są tylko epizodami treści powyższych.
Gdybyśmy do pojęć o najoryginalniejszych Słowackiego utworach dodali sprawozdanie o dramatach i powieściach, pozostałoby tylko ocenić rzecz języka jego, poczem moglibyśmy utrzymywać, żeśmy dopełnili zadania. Co zaś do biografii, tej całkowitego rysu mamy prawo oczekiwać od tych, którzy całe życie, jak np. Józef Reizenheim, a nie jedną część jego, jak ja, znają. Tu wszelako winien jestem wskazać jeden szczegół — szczegół to już pośmiertny, ale ma związek z metodą przeciwstawienia «Anhellego» i «Wigilji Bożego Narodzenia», wyżej przez nas przyjętą. W roku 1840 ta część Paryża, co jest parafją ś. Filipa de Roule, nie miała jeszcze pięknych gmachów, które ją teraz zdobią. W końcu 1839 r. Juljusz Słowacki mieszkał tam i pisał «Lillę Wenedę», w kwietniu zaś 1840 r., kończąc list do Zygmunta Krasińskiego, który jej za wstęp służy, tak się odzywa: — «Niech ta postać do nas należy, niech będzie jako łańcuch, łączący dwóch Wenedów ręce, nawet w śmierci godzinie. — A tych dwóch wodzów, czy ty myślisz, Irydjonie, że tworząc ów mit jedności i przyjaźni, nie łudziłem się słodką nadzieją, że kiedyś i nas tak we wspomnieniach ludzie powiążą i na jednym stosie postawią?» Jeżeliby teraz obyczaj palenia na stosie usunęli, zobaczylibyśmy, że tak w rzeczywistości jak we wspomnieniach, wypełniło się Juljusza przepowiedzenie; zwłoki bowiem jego postawiono w kościele parafjalnym ś. Filipa.
A gdy wiele lat upłynęło i gmachy okazalsze tam w tej części miasta stanęły, jeden z tych gmachów nabyty został przez rodzinę Zygmunta Krasińskiego, gdzie też wielki poeta umarł, a zwłoki jego, iż wedle prawa w parafjalnym wystawione musiały być kościele, położono przeto na tychże deskach, gdzie lat temu kilka Juljusza spoczęła trumna. Trzeba było wsze-