Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/583

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem. Płynąć nie można było dla zupełnego braku wiatru i, kiedy się dalej popłynie, zgadnąć nie można było...
Kiedy tak siedziałem, nieskończoną przestrzeń fal przed oczyma mając, przewiała przed nami suknia kobieca, a obok mnie siedzący współpodróżnik rzecze mi po francusku: «...Patrz pan, który jesteś artystą, jaka piękna kobieta właśnie przeszła, biednemu pieskowi w tę wielką podróż zabranemu mleka na talerzu wynosząc, w dzień, w który wszyscy cieszyli się pogodą i niedzielą, a to szczenię biedne ani wiedziało, gdzie i na jak długo zaniepodziało się». Że nie spojrzałem, jak mi towarzysz radził, odpowiedziałem mu więc, jak to się mówi, kiedy o czem innem właśnie myślisz: «Właśnie, że dlatego teraz nie pójdę jej oczyma szukać, kobiety bowiem najpiękniejsze są wtedy, kiedy nie słyszą, ani widzą, ani zgadują, że się spogląda na nie. Będę więc uważał ją innym razem, innego razu zobaczę ją...» co powtórzyłem jeszcze z przyciskiem, aby odmienić tok rozmowy. Ale, że to była dziwnie piękna osoba (podobno Irlandka), to przecież i tak, kiedy przesunęła się, spostrzec można było, boć ze stereoskopów[1] już wyraźnie dziś wiemy, ile to człowiek obejmuje wzrokiem mimowolnie, choćby i nie patrzył się wprost na przedmiot. Słońce potem zaszło, wiatru nie było i księżyc wzeszedł i podniósł się, i zasnąłem w kajucie ciasnej, dusznej... i straż tylko po moście okrętu trzymasztowego przechadzała się... Krzyk jakiś rozległ się w nocy — jacyś ludzie przybiegli z latarkami — wielki murzyn, służący główny okrętowy tu i tam przewinął się po schodach, doktora szukając... O świcie ruch był jakiś niezwykły na okręcie — wstałem i wyszedłem na pokład. Ta osoba młoda i piękna, którą obiecałem był innym razem uważać i widzieć, nagle umarła w nocy. Zwyczaj jest, że w takim razie, przeznaczonym na to czarno-szafirowym żaglem, w wielkie białe gwiazdy obrzuconym, przykrywają to miejsce, gdzie zwłoki leżą — taka plama czerniła na środku pokładu o wschodzie słońca...
Tu przychodzi mi na myśl, czy poezję tę, co prawdy rylcem ściślej sama się w żywotach zapisuje, warto jest dla cynicznego czytelnictwa dzisiejszego piórem z niepamięci wywodzić i określać... Romans jaki, fantastycznie skłamany po zażyciu indyjskiego haszyszu[2], przyjemniejsze i pożądańsze wrażenie robi!!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Później, później, kiedy do Europy powróciłem, Adam Mickiewicz mieszkał w okolicach placu Bastylji, w gmachu bibljoteki arsenału, gdzie i bibliotekarzem był. Miejsce to przepowiedziany przez niego człowiek z dynastji Wielkiego Napoleona (dzisiejszy imperator francuski) ofiarował świętej i wiekopomnej pamięci Adamowi Mickiewiczowi — miejsce szczupłe, mało nawet jako fundusz dla familji licznej poety przynoszące, a ofiarowane mu, zdaje się, dobrze już potem, kiedy w dziennikach czytało się, iż profesor Kollegjum Francuskiego, Adam Mickiewicz i mało liczni inni odmówili przysięgi na wierność imperatorowi francuskiemu. Około to późniejszych jeszcze tego panowania miesięcy bibljotekarz do imperatora napisał też Horacjusza językiem odę, nieskończenie z formy przystającą do urzędu i miejsca powierzonego mu.
Więc to krótko przed misją na Wschód, na jaką z bibljotekarstwa udał się był pan Adam, zaszedłem doń, do gmachu bibljoteki arsenału, gmachu ciemnego, z korytarzami i kamiennemi schodami. Było to w niedzielę, bo pamiętam, że ze mszy szedłem i książkę ze sobą miałem. A szedłem go przywitać, więcej niż kiedykolwiek serdecznie, bo bliżej... bliżej zaś z powodu, iż dochodziło mię było, że wspominał mię, kiedy w Ameryce zostawałem; a kiedy tam odpłynąłem, powiedział tylko komuś: «To on tak, jakby na père Lachaise[3] pojechał!...» co że zrozumiałem, było mi przyjemnie, iż ktoś mię wspominał w Europie i dlatego też przyjemnie szedłem przywitać go. Wesoło spojrzał na mnie i uścisnął i rozmawiałem z nim do zachodu słońca, bo pamiętam, że czerwono zrobiło się w oknie, kiedy myślałem odejść. Pokoik to był mały z piecykiem dobrze zapalonym, gdzie od razu do razu pan Adam poprawiał nieco węgle kijem.

Ubrany był pan Adam w futerko wytarte, szaraczkowem suknem powleczone, które, skąd w Paryżu można było dostać, tej barwy, kraju i podżyłości, pytanie cie-

  1. stereoskop (grec.) — przyrząd optyczny tak skonstruowany, że obrazki przedstawiają się plastycznie.
  2. haszysz (arab.) — wyciąg z indyjskich konopi, sprowadzający odurzenie, utratę przytomności i halucynacje (tj. złudzenia zmysłowe).
  3. tj. na jeden z cmentarzy paryskich, nazwany tak dlatego, że leży na miejscu dawnych ogrodów ojca (père) François de la Chaise, jezuity.