Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/536

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uklękło i ja uklękłem — szliśmy w stronę bożą.
A pod onym, niegdyś purpurowym, baldachimem najświętsza z dotykalnych i niedotykalnych na świecie rzeczy i istot, kruszyna obecności bożej, szła w gwiaździe srebrnej, płótnem obwiniętej czystem, jakoby tam był pochód króla wygnanego i ostatniego jakiego z panujących — albowiem purpury resztka, i złoceń resztka, i poczet idących lichy był.
I tak, idąc niewiele drogi, weszliśmy do bardzo niskiej sieni, gdzie niewiasta z gminu, silna, acz wieku podeszłego, wyszedłszy na spotkanie, klękła, potem obnażoną po łokieć ręką otarła łzy i wychyliła się z nami do izdebki, mającej podziemia podobieństwo, ale utrzymanej czysto.
A było to, jak poznałem zaraz, mieszkanie śmieciarza miejskiego i ojca onego pacholęcia, które spotkałem był niewiele czasu przedtem z zawielkim hakiem i koszem na lata jego.
Tedy, uwielbiwszy Boga i domówiwszy litanji, miejsce miał obrzęd sakramentu ostatniego olejem świętym namaszczenia, poczem zbliżyłem się do łoża chorego, który zwątpił dla Boga, bo jakoby myślał, iż wstanie z łoża swego, i widziałem, że mówić chciał, ale, sił nie mając, uśmiechnął się i zasnął.
Żona onego wyszła za mną, a, kiedy około jałmużny coś nadpowiedziałem, mówiła mi, że rzemiosło zaprawdę niskie jest, wszelako przy zdrowiu i pracy wcale im starczy. I było mi przykro, iż, jakkolwiek zręcznie do onej jalmużny brałem się, uprzedzono mię, i pomyślałem.
A, dobywszy z kieszeni bransoletkę, w nocy znalezioną, rzekłem: «Oto mąż wasz znalazłby był dziś rano tę rzecz złota, gdyby był zdrów, więc dowiedzcie się w mieście, czyjaby była, i oddajcie!»
Poczem wyszedłem.
Ale o czem myślałem, Bóg to wie, a kroki niosły mię po bruku, ozłacanym gdzieniegdzie wynurzajacemi się z chmur promieniami słońca rannego.
Zwolna, zwolna, znalazłem się potem i w miejscu, skąd zboczyłem był za księdzem, wszakże poszedłem dalej.
Ogród był po mojej prawej ręce, a chodnik, kamieniem równym słany, szedł przy kratach tego ogrodu i kończył się u niewielkiej furty; tam gdy dochodziłem, znajomy mój miły zawołał na mnie po imieniu i obróciłem się, bardzo zadowolony.
On zaś w rannem ubraniu swojem stał u furty, jakgdyby przeehadzał się po ogrodzie i powracał śniadać do domu; miał w ręku kartki, zapisane notatkami, bo był poetą.
Tedy poszedłem śniadać z nim, błogosławiąc kraj, gdzie o tej roku porze tak jeszcze pięknie bywa, i tłumaczyłem się, iż w ubraniu balowem o tak rannej dobie widzi mię, dodając, iż niemniej rano czuwać zaczyna.
Ale on pokazał mi karteczki i o Jutrzence piękne wyrazy dodał, a potem kilka smutnych słów uronił, iż sen nie służy mu, a potem rzekł: «Poetą nie jesteś, więc nie wiesz tego», a ja piłem herbatę, mówiąc: «Jestże się poetą, czyli raczej tylko bywa się?».
On zaś począł dziwnie piękne wiersze czytać, których słuchałem upojony, tem więcej, iż były o miłości kobiety płochej; a skoro zachwycenie prawdziwe w oczach mych spostrzegł, zgniótł one karteczki i już coś miał dopowiedzieć, gdy w liberji sutej jeden z służących jego wszedł.
Ale, skoro wyszedł napowrót sługa ów, poeta skinął ku karteczkom, w fotel rzuconym, i chrapliwie zawołał: «Eulalja!»
I po chwili nauczony byłem, że Edgar herbu Strzała podarunki ślubne posłał już, że okowy złote miały być wzięte.
To wszelako słysząc, powiedziałem, nie taiłem, owszem wskazałem, który śmieciarz dziś zgubioną okowę taką znalazł, a przyjaciel mój porwał się z miejsca swego, bardzo stając się podobnym do Hamleta, i zawołał: «Złotem go osypię!», a ja wyszedłem. —

III.

I wiele, wiele dni gdy przeszło, rozmyślałem raz o nocy onej, ranku, i o osobach, którym za tło ta noc służyła i ranek ów, zwłaszcza, iż ubiegło, mówię, wiele czasu, a nie widywałem nikogo, bo chory byłem.
Aż, gdy miałem się już nieco lepiej, poważny mój przyjaciel pewny przyszedł do mnie i ten mówił mi różne rzeczy, których słuchałem.
Był to zaś czas postu, kiedy nie tańczą i kiedy kaznodzieje mówią w kościołach, a wiele dam po kweście chadza w ubraniach czarnych.
Takie damy weszły już były i do mnie, przedtem, niż przyjaciel mój nawiedził mię.
Ale, kiedy mówiliśmy, zamiar robiąc słuchania słynnego kaznodziei, którego