Aniele! Ty, który nad śpiącym człowiekiem,
Jak baszta obrończa z marmuru białego,
Jaśniejesz, — lub kwiatem liliji, jak mlekiem,
Sny słodkie, sny lube przywabiasz do niego —
Aniele, ty sprawuj nad nami zwysoka!
Ty mary bolesne porażaj skinieniem,
Bo biedni my, niknąc dzień po dniu z przed oka,
My, ludzie, — zaledwo jesteśmy wspomnieniem.
20 marca 1841 r.
Witaj, nadobne dziewczę, co w niedzielny ranek
Długie pacierze mawiasz, cicha, jak baranek
Na chorągwi kościelnej. W każdym kącie chaty
Żyjąca świeżym czynem, tu, na prostym stole,
Zmyte naczynia stawiasz, jak po deszczu kwiaty,
Tam znów, wilgotny piasek w złotem sypiąc kole,
Szarą podłogę krasisz, maisz tatarakiem,
Ażeby wszystko było wedle tej pogody,
Która-ć na czole świeci. Ty z domowym ptakiem
I z kwiatem, co na szybach gęste liście wspiera,
Zawsze masz coś pomówić, a jak w toniach wody
Cichy brzeg mchem zielonym cicho się przeziera
I polotnym obrazem nęci wzrok w odbiciu.
Tak i myśl twoja póty, póty w sercu wzbiera,
Aż mimowolnym czynem odbije się w życiu.
Twoje myśli są w sercu, twoje serce w domu,
I dom bez serca twego byłby tylko drewnem,
Jak drewno, znikłby w próchnie lub uściskach gromu
Rozpłakałby się może, lecz nie czuciem rzewnem,
Jedno tym głosem ducha, co pod mokrą korą
Długo, cieniuchno piszczy, kiedy drewka gorą.
Miłość twa, jak jagoda, sama w usta płynie,
A uścisk szorstkiej dłoni, lubo nie światowy,
Jednakże taki pewny, żeby nie dziewczynie,
Lecz wojakowi przystał. Ty nie łamiesz głowy
Nad strojem, jako brzoza, co się nie kłopocze,
Czy ją śnieg brylantuje, czy ją wicher krzywi,
Bo, gdy da Pan Bóg dożyć, bocian zaklekocze,
Wszystko się razem znajdzie, wszystko się odżywi.
Warszawa, 11 maja 1841.
I wlano w ciebie duszę nie anielską, czarną,
Choć białym włosem strzępisz wybujałą szyję[3],
I wzdrygasz się w prawicy, wypalonej skwarną
Posuchą, a za tobą długie żalów chryje[4],
Albo okrągłe zera, jak okrągłe grosze,
Wtaczają się w rubryki[5] zaplecione giętko,
Jak zrachowane jaja, kiedy idą w kosze
Ostrożnie i pomału. — Czasem znowu prędko
Nierozerwany promień z ciebie głosek tryska,
I znakiem zapytania, jak skrzywioną wędką,
Łowisz myśl, co opodal ledwo skrzelą błyska...
O pióro! Tyś mi żaglem anielskiego skrzydła
I czarodziejską zdrojów mojżeszowych laską!
Tylko się w tęczowane barwiąc malowidła
Nie bądź papugą uczuć, ani marzeń kraską[6] — —
Sokołem prawem wichry pozagarniaj w siebie,
- ↑ W. W. — Władysław Wężyk, przyjaciel poety.
- ↑ Antoni Czajkowski (1816—1873), poeta i prawnik, przyjaciel Norwida w latach młodzieńczych.
- ↑ Trzeba pamiętać, że w czasie powstania tego wiersza nie znano jeszcze «stalówek» i pisano odpowiednio zaciętemi piórami wielkich ptaków, zwykle gęsiemi.
- ↑ chryja (gr.), długa, nudna rozprawa, napisana wedle specjalnych zasad retorycznych.
- ↑ rubryka (łac.) — rozdział, ustęp.
- ↑ kraska lub krasnowronka (coracias garula), przepysznie ubarwiony ptak z rodzaju wróblowatych.