Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dną ręką za hak, drugą za ramę okna i przez szybę zagłębił baczne i przenikliwe spojrzenie w przybytku spisku.
Oto co ujrzał.
Obok kobiety, która, stojąc, wpinała ostatnią szpilkę w swój podróżny kapelusz, kilka panien kończyło ubierać dziecię w kostjum myśliwski; dziecko tyłem było obrócone do Canollesa, tak, że mógł tylko widzieć jego blond włosy.
Lecz dama oświecona dwoma świecznikami o sześciu ogniskach, trzymanemi zobu stron toaletu przez kamerdynerów, przedstawiała Canollesowi wierny oryginał portretu, który ujrzał niedawno w sypialni księżnej; była to taż sama ściągła twarz, te same surowe usta i nos orli.
Canolles poznał ją też bez trudu.
Jej śmiałe ruchy, błyszcące wejrzenie, raptowne poruszenia głową... słowem wszystko oznajmiało wtej kobiecie przyzwyczajenie do panowania; przeciwnie zaś, ukłony otaczających ją osób: pośpiech w przyniesieniu żądanego przedmiotu, usiłowanie, by natychmiast odpowiadać na pytania swej władczyni, lub zgadywać jej spojrzenia, słowem wszystko, objawiało w nich przyzwyczajenie do posłuszeństwa.
Kilku domowników, między któremi Canolles spostrzegł i lokai, pakowało w skrzynie i kufry najprzeróżniejsze przedmioty, jako to: kosztowności, pieniądze i cały arsenał kobiecy, toaletą zwany.
Tymczasem mały książę skakał i biegał między krzątającą się służbą, zawsze jednak tyłem do okna, tak, że Canolles nie mógł zobaczyć twarzy jego.
— Domyślałem się tego — mruknął — oni mnie zwodzą: ludzie ci robią przygotowania do odjazdu. Tak, lecz o tem nie wiedzą, że ja jednem poruszeniem ręki, zmienić mogę tę scenę oszukaństwa w scenę żałoby; niech tylko wybiegnę na taras i gwizdnę trzy razy w tę srebrną piszczałkę, a wnet na jej dźwięki, dwieście ludzi wpadnie do zamku, zatrzyma księżnę i skrępuje wszystkich tych, co się chytrze uśmiechają. Tak — mówił dalej Canolles, tylko że tym razem serce nie usta mówiły — lecz cóż się stanie z tą, co tam śpi lub też śpiącą udaje! Utracę ją bezpowrotnie, znienawidzi mnie,i tym razem najsłuszniej w święcie. Co większa, ona mną wzgardzi, wodząc, żem sobie upodobał nędzne rzemiosło szpiega... A jednak, kiedy ona po-