Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Canolles spojrzał z podziwieniem.
— Tak jest — mówił dalej Cauvignac — pojmują, dlaczego pan na mnie tak bystro spogląda, myślisz pewnie, żem warjat, wszak prawda?
— Więc wytłomacz mi pan, co to wszystko znaczy?
— Nic łatwiejszego! Czy pan znasz księcia d’Epernon?
— Tylko z nazwiska, bo go nigdy nie widziałem.
— Co mnie bardzo cieszy, panie Canolles. Trzeba panu wiedzieć, że będąc raz u pewnej damy, u której wiem, że pan mile byłeś przyjmowany, ośmieliłem się przybrać jego nazwisko.
— Co pan chcesz przez to powiedzieć?
— Co! a to wybornie! jak widzę, pan jesteś zazdrosnym; a przecież wkrótce masz się ożenić, a chociażbyś pan nawet i był zazdrosnym, bo ta wada jest w charakterze człowieka, który ma zawsze w sobie cząstkę zwierzęcości, to i tak wkrótce gniewać się pan na mnie nie będziesz; zbyt bliskie między nami zachodzą stosunki, ażebyśmy się sprzeczać mieli.
— Ani słowa nie rozumiem z tego wszystkiego.
— Chcę przez to powiedzieć, że pan winieneś uważać mnie, jeżeli nie za brata, to przynajmniej za szwagra.
— Same tylko zagadki słyszę z ust pana, słowo daję, nic nie rozumiem.
— No, kiedy tak, to powiem tylko kilka słów, a zaraz mnie pan zrozumiesz. Moje prawdziwe nazwisko jest Roland de Lartigues; Nanona jest moją siostrą.
Canolles przeszedł szybko z jednego wrażenia w drugie; ten, co zrazu swojem niewyraźnem tlomaczeniem się, wzniecił w nim nieufność, teraz wzbudził uczucie politowania.
— Pan jesteś bratem Nanony! — wykrzyknął — o! biedny chłopiec!
— Prawda, że biedny — odparł Cauvignac — słusznieś pan powiedział, gdyż oprócz tysiąca nieprzyjemności, mogących wyniknąć z mojego procesu, przyłącza się jeszcze i to, że nazywam się Roland de Lartigues i jestem bratem Nanony; bo zapewne pan wie, jak moją kochaną siostrę w Bordeaux lubią. Niechże się dowiedzą, że jestem jej bratem, trzy razy prędzej będę zgubiony, a jest tu dwóch ludzi, którzy o tem wiedzą, Rochefoucault i Lenet.
— A! — rzekł Canolles, zagłębiając się myślą w czasy