Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żołnierze z wojska księżnej pilnowali wejścia z podniesionemi halabardami.
Słychać było pod oknami jakby oddalony szum wiatru niewyraźne, a groźne odgłosy ludu zebranego.
Pisarz przeczytał nazwiska wezwanych, a gdy wszyscy odpowiedzieli, że są obecni, powstał oskarżyciel sądowy i wyjaśnił powód zebrania rady.
Mówił o poddaniu się twierdzy Vayres, o złamanem słowie pana de la Meilleraie i haniebnej śmierci Richona.
W tym samym czasie, oficer umyślnie do tego przez księżną wybrany i postawiony, otworzył okno, przez które wpadł jakby huragana głosów:
Zemsta za walecznego Richona!... śmierć Mazarinistom.
— Słyszymy wszyscy, czego się domaga wielki głos ludu — odezwał się pan de la Rochefoucault. Za dwie godziny, lud, z ujmą naszej władzy, może sam sobie sprawiedliwość wymierzyć, a wtenczas odwet z naszej strony już nie będzie mógł mieć miejsca. Sądźmy przeto, panowie, i to bez zwłoki najmniejszej.
Księżna powstała z miejsca.
— Poco sądzić?... — zawołała — ma co tu zda się pisanie dekretu? Czyż go nie słyszeliśmy? Ogłosił go przecież lud miasta Bordeaux.
— Tak, niewątpliwie — odezwała się pani de Tourville — nic prostszego, jak prosty odwet, nic więcej. Takie rzeczy powinny się załatwiać jakby z natchnienia; zresztą niech sąd stanowi.
Lenet nie mógł być dłużej niemym widzem tej sceny; poskoczył ze swego miejsca w środek półkola wołając:
— Ani słowa więcej, proszę cię pani; bo zdanie twoje jeeżli się utrzyma, okropne skutki wywoła. Zapominasz pani, że nawet władza królewska zachowała poszanowanie form sądowych i niesprawiedliwość wyroku osłoniła podpisem sędziów. Czyż my więc śmielibyśmy rozumieć, że mamy prawo uczynić to, na co się nawet sam król nie targnął?
— A!... — zawołała pani de Tourville — już to rzecz wiadoma, że dosyć; abym objawiła moje zdanie, pan Lenet zaraz chwyta się przeciwnego. Lecz na nieszczęście tym razem ma ono za sobą powagę zdania Jej książęcej mości.