Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tajemnicę. Canolles, z miejsca, gdzie stał, mógł objąć oczyma bieg rzeki z jej dwoma brzegami.
Księżyc nie pokazywał się na błękicie; ponure chmury ciężko przesuwały się po horyzoncie. Nikt więc Canollesa, ani on nikogo widzieć nie mógł. O północy jednak zdawało mu się, że ciemne masy poruszają się na lewym brzegu rzeki i olbrzymie kształty suną po jej grzbiecie. Cisza panowała uroczysta, nocny tylko wiatr między liśćmi drzew szeleściał. Masy owe zatrzymały się i w pewnej odległości wyraźniejsze zarysy przybrały.
Canolles sądził, że się łudzi jednakowoż podwoił baczność. Jego palące oczy przenikały grubą ciemności powłokę, a ucho na najmniejszy szelest czujne było. Trzecia godzina wybiła na forteznym zegarze, ponure dźwięki powoli ginęły wśród ciszy nocnej. Canolles zaczął powątpiewać, czy go nie zwiedziono jaką fałszywą wiadomością i już chciał wracać do domu, gdynagle porucznik Vibrac zbliżył się, a położywszy jedną rękę na jego ramieniu, drugą wskazał mu rzekę.
— Tak, tak — rzekł Canolles — to oni; nic na tem nie straciliśmy, żeśmy na mich czekali. Obudź tę część garnizonu, która teraz spoczywa i ustaw ludzi za wałami. Mówiłeś mi zapewne, że każę zabić tego, co pierwszy wystrzeli bez komendy?
— Mówiłem.
— Dobrze; powtórz im to raz drugi.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przy pierwszym brzasku dnia, długie łodzie napełnione ludźmi, śmiejącymi się i rozmawiającymi po cichu, zaczęły podpływać pod twierdzę.
Na równinie można było dostrzec jakiś wzgórek, wcale nie istniejący dnia poprzedzającego. Była to baterja z sześciu armat, postawiona w nocy przez księcia de la Rochefoucault; to też oddział morski dlatego nie przypuszczał ataku, iż baterja działać jeszcze nie mogła.
Canolles spytał, czy broń jest nabitą, a otrzymawszy potakującą odpowiedź, nakazał ludziom baczność i ukrył się za wałem.
Łódki coraz więcej zbliżały się i gdy promienie słońca