Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ręczę wam, że nie zabłądzicie, trzymając się ciągle drogi głównej. Przytem, księżyc świeci wspaniale!
— Księżyc świeci! księżyc świeci!... — pomruknął Pompée. Pan dobrze rozumiesz, panie Richon, że tu nie idzie o mnie samego.
— Bezwątpienia — odrzekł Richon — przecież z ciebie stary żołnierz!
— Kto się bił z Hiszpanami i był raniony w bitwie pod Corbey... — mówił dalej Pompée.
— Ten się niczego nie boi, nieprawdaż?... — dodał Richon. Bardzo to jest dobrze, lecz uprzedzam cię, że wicehrabia nie bardzo jest spokojny.
— Oho!... — wyjąkał Pompée, blednąc — czy się boisz, panie vicehrabio?
— O! z tobą bać się nie będę, mój odważny Pompée — odrzekł zapytany. Znam cię i wiem, że dałbyś się zabić w mojej obronie.
— Ma się rozumieć — odpowiedział Pompée — lecz jeśli się pan bardzo boisz, to lepiej będzie zaczekać do jutra.
— Niepodobna, mój dobry Pompée. Weź to złoto i umieść na swym koniu; ja zaraz zejdę do ciebie.
— Tyle pieniędzy nie należałoby wystawiać na niebezpieczeństwo nocnej podróży — rzekł Pompée, ważąc w ręku worek.
— Żadnego nie ma niebezpieczeństwa; przy najmniej tak zapewnia Richon. No! czy wszystko gotowe, pistolety, szpada, muszkiet?
— Zapominasz, panie wicehrabio — odpowiedział stary sługa, prostując się — że człowiek, będąc całe swe życie żołnierzem, jest ostrożnym i nie błądzi. Tak, panie wicehrabio, każda rzecz jest na swojem miejscu.
— Widzisz, wicehrabio — rzekł Richon — czy można się bać, mając takiego towarzysza?
— No! Szczęśliwej podróży!
— Dziękuję za życzenie; lecz droga daleka — odpowiedział wicehrabia z trwogą, której nie mogła rozproszyć wojenna postawa Pompéego.
— Ba!... — rzekł Richon — każda droga ma swój początek i koniec. Oświadcz pan moje najniższe uszanowanie księżnej pani i powiedz, że gotów jestem służyć jej i księciu de Larochefoucault do ostatniej kropli krwi,