Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oddaj mu oto tę depeszę i przekonaj się, czy po jej odebraniu uda się natychmiast do Paryża.
— Czy już wszystko?
— Wszystko.
— Czy on ma wiedzieć, kto ja jestem?...
— Przeciwnie, potrzeba ażeby tego nie wiedział.
— A!... Nanono!... czy wstydzisz się swego brata?...
Nanona nie odpowiedziała, głębokiej oddając się zadumie.
Po chwili rzekła:
— Lecz jakim sposobem przekonam się, że wiernie spełnisz moje polecenie? Gdyby choć cokolwiek było dla ciebie świętego, zażądałabym przysięgi.
— Zrób lepiej...
— Co takiego?
— Po spełnieniu tego polecenia, dasz mi sto pistoli.
Nanona wzruszyła ramionami.
— Zgadzam się wreszcie... — odpowiedziała.
— Pamiętaj — rzekł Cauvignac. — Nie wymagam od ciebie przysięgi i wierzę twemu słowu. A więc oddasz sto pistoli temu, który ci wręczy kwit barona de Canolles, ma się rozumieć, za moją wiedzą.
— Dobrze; lecz mówisz o trzeciej osobie jakbyś nie miał zamiaru sam powrócić?...
— Któż może wiedzieć?... Ważna sprawa wzywa mię w okolice Paryża.
Nanona nie mogła ukryć oznaki mimowolnej radości.
— A!... to wcale niegrzecznie — rzekł Cauvignac ze śmiechem. — Lecz mniejsza o to, kochana siostro, rozstajemy się jak przyjaciele.
— Tak, tak; lecz wyjeżdżaj czemprędzej.
— Zaraz, zaraz. Pozwól mi tylko wypić strzemiennego.
Cauvignac wylał do szklanki resztę szambertynu z butelki, ukłonił się siostrze z uszanowaniem, wskoczył na konia, i za chwilę zniknął w tumanie kurzu.