Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śli nie mam prawa sekwestrować psów, przysługuje mi prawo posyłania ludzi do więzienia. Znam dobrze przepisy kodeksu w tym względzie.
— I mówisz, że pan de Souday uczęszcza na te zgromadzennia?
— Jeszcze by też! on nie chodziłby na nie! on, stary szuan, dawny adjutant Charette’a! Niech tylko przyjdzie upomnieć się o psy, tak, niech przyjdzie a poślę go do Nantes, i jego i jego wilczyce! tam się wytłómaczą ze swoich wycieczek nocnych do lasów.
— Ależ — rzekł Michał z ożywieniem aż nadto wymownem — powiedziałeś mi sam, że jeśli chodzą nocą po lesie, to dlatego, że niosą pomoc ubogim chorym.
Courtin cofnął się o krok i, wskazując palcem swego młodego pana, zawołał ze swym zwykłym, drwiącym śmiechem:
— Aha! złapałem pana!
— Mnie! — odparł, rumieniąc się młodzieniec. — I na czem to mnie złapałeś?
— Jak one pana obchodzą!
— Mnie?
— Tak, tak, tak!... O, ja się panu nie dziwię, przeciwnie; jakkolwiek to panny szlachcianki, nie powiem, żeby nie były ładne. No, no, niechże się pan tak nie rumieni; nie jest pan ani księdzem, ani wilkaryuszem, tylko przystojnym chłopcem dwudziestoletnim. Niech pan nie zasypia gruszek w popiele, panny byłyby bardzo wybredne, gdyby pan im się nie podobał, skoro one podobają się panu.
— Ależ, mój drogi, przypuszczając nawet, że mówisz prawdę, chociaż tak nie jest, czy ja je znam? Czy ja znam margrabiego? czy wystarczy spotkać dwie młode dziewczyny konno, żeby im złożyć wizytę?