Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/536

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale, ponieważ Trigaud zachował groźną postawę; przeto nikt nie śpieszył się z wykonaniem rozkazu podoficera.
— Jeśli się nie poddacie dobrowolnie — odezwał się widząc to, sierżant — poślę po parę nabitych karabinów i zobaczymy, czy wasza skóra jest niedostępna dla kul.
— Słuchaj, Trigaud, widzisz, chłopcze — rzekł Krotka-Radość — trzeba się poddać; zresztą, bądź spokojny! nasze uwięzienie nie będzie długie; nie dla takich nędzarzy, jak my, budowane są takie piękne więzienia.
— Doskonale! — zawołał sierżant, bardzo zadowolony z pokojowego obrotu sprawy — zrewidują was, a jeśli nie znajdą nic podejrzanego, jeśli zachowacie się grzecznie przez całą noc, może was uwolnimy jutro rano.
Zrewidowano tedy obu żebraków i znaleziono przy nich tylko kilka sztuk drobnej monety, co umocniło sierżanta w nastroju pobłażliwym.
— Faktycznie — odezwał się, wskazując Trigaud’a ten bałwan jest niewinny i nie widzę, dlaczego miałbym go pakować do aresztu.
— Nie licząc — wtrącił żołnierz Pinguet — że, jeśli go weźmie chętka, jak jego prapradziada Samsona, potrząśnięcia murami, runą na nasze głowy.
— Masz słuszność, Pinguet — odparł — sierżant tembardziej, że jesteś tego samego zdania, co ja. No, przyjacielu, zabieraj się, a żwawo!
— O! litościwy panie, niech nas pan nie rozłącza — odezwał się Krótka-Radość płaczliwym głosem — nie możemy się obejść wzajemnie bez siebie, on chodzi za mnie, ja widzę za niego.