Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/533

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podniósł kamień i trzymał go przez kilka sekund na ramieniu, oparłszy go o mur.
Zapał żołnierzy nie miał granic, wydawali okrzyki podziwu, tłoczyli się dokoła Trigaud’a, winszowali mu; ale odniesiony tryumf nie wbił bynajmniej w pychę olbrzyma; pozostał obojętny, jak wół, któremu pozwalają zaczerpnąć oddechu po dokonanej pracy; oczy jego tylko, wpatrzone w oczy Aubin’a, pytały: „Panie, czy jesteś zadowolony?“
Ten zaś, w przeciwieństwie do Trigaud’a, promieniał; niewątpliwie z powodu wrażenia, jakie wywarły na widzach dowody jego siły, a może poprostu dlatego, że udało mu się wykonać bardzo sprytnie obmyślany manewr, gdy cała uwaga obecnych skupiona była na jego towarzyszu. Manewr ten zaś polegał na tem, że Aubin podsunął pod olbrzymi głaz szeroki płaski kamień, który trzymał w ręku, i umieścił go w taki sposób, że głaz, zasłaniający okno więzienia, spoczywał samym środkiem, a więc utrzymując się w równowadze, na płaskiej powierzchni, i że teraz wystarczyłoby wysiłku dziecka, by go z miejsca poruszyć.
Zaprowadzono obu żebraków do kantyny i tu Trigaud obudził ponownie podziw i wesołość żołnierzy; połknąwszy bowiem olbrzymią misę zupy, zjadł, a raczej pożarł z niesłabnącym apetytem cztery porcye wołowiny i trzy wielkie bochenki chleba.
Aubin Krótka-Radoiść siedział tymczasem pogrążony w zadumie, co zwróciło uwagę żołnierzy.
— Słuchaj-no — zwrócił się do niego kapral — jesz i pijesz kosztem swego towarzysza; to niesprawiedliwie i zdaje mi się, że winieneś nam jaką śpiewkę, choćby jako zapłatę za tę ucztę.