Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co się dzieje, panno Berto? A no, zaraz pani powiem — odparł Wandejczyk.
— Nie, nie — zawołała Marya — nie, ja cię błagam, Janie! milcz! milcz!
— Przerażacie mnie oboje tym wstępem! Jan przypatruje mi się z taką inkwizytorską miną, jak gdyby ukrywał przede mną oskarżenie o ciężką zbrodnię. No, dalej, mów, Janie; jestem dzisiaj pobłażliwie usposobiona, będę dobra; tak się cieszę, że urzeczywistnia się najgorętsze moje pragnienie, że dzielić będę z wami najpiękniejszy przywilej mężczyzny: pójdę na wojnę!
— Panno Berto, niech pani będzie szczera, czy istotnie to cieszy panią tak bardzo? — spytał Wandejczyk.
— Aha! już wiem! — odparła młoda dziewczyna szczerze, przystępując do kwestyi — pan generał major Oullier chce mnie złajać za to, że wdarłam się w jego atrybucye. — Poczem, zwracając się do siostry, dodała:
— Założę się, Maryo, że tu chodzi o mojego biednego Michała?
— Właśnie — odpowiedział Jan Oullier, nie zostawiając młodej dziewczynie czasu na odpowiedź.
— Ale cóż ty możesz mieć przeciw temu, Janie? Mój ojciec jest szczęśliwy, że ma jednego żołnierza więcej i nie widzę w tem grzechu, który zasługiwałby na takie zmarszczone brwi, jak twoje.
— Pan margrabia może sobie mieć takie zdanie, ale my mamy inne.
— A czy można je wiedzieć?
— Każdy powinien pozostać w swoim obozie.
— A więc?
— A więc...