Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A to co za młódka?
— Moja kuzynka, przyszła dziś rano z Port-Saint-Pére, żeby mi dopomódz w oddaniu ostatniej posługi mojemu biednemu Paskalowi i dotrzymać mi towarzystwa.
— Z Port-Saint-Pere, dzisiaj rano? No, no, kumo Picaut, dobre nogi ma ta wasza kuzynka, prędko przeleciała taki kawał drogi.
Biedna wdowa, nieprzywykła do kłamstwa i nie mając nigdy do niego powodu, kłamała źle; zagryzła wargi i rzuciła Courtin’owi gniewne spojrzenie, które, na szczęście, nie spotkało się z jego wzrokiem; wójt bowiem przypatrywał się w tej chwili pilnie całkowitemu strojowi chłopskiemu, który suszył się przed kominem.
Ale w całym tym stroju szczególnie intrygowała Courtin’a para trzewików i koszula. Co prawda, trzewiki, jakkolwiek podkute, były ze skóry niezwykłej i kształtu niezbyt pospolitego w chatach, koszula zaś była z najcieńszego batystu.
— Ładne płócienko! ładne płócienko! — mruczał dzierżawca, mnąc w palcach miękką tkaninę — nie zadraśnie skóry tego, który je nosi.
Młoda chłopka, uznając, że nadszedł czas przyjścia z pomocą wdowie, która stała, jak na, rozżarzonych węglach i której czoło zasnuwały coraz groźniejsze chmury, odezwała się:
— To łachmany, które kupiłam w Nantes od handlarza, żeby z nich wykroić koszulkę dla małego bratanka mego nieboszczyka kuzyna Paskala.
— I upraliście je przedewszystkiem, to dobrze, moja śliczna dziewucho, bardzo dobrze! to przecież — dodał Courtin, przypatrując się baczniej jeszcze młodej chłopce — nigdy niewiadomo, kto takie gałgany, ku-