Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie, nie — rzekł margrabia — do licha! jestem cherlawy, sterany, napół, a nawet zupełny, paralityk!... słowem, jestem wszystkiem, czem pan zechce.
— Doskonale.
— Ale, czy nie zechciałby mi pian powiedzieć, w jaki sposób i przez kogo mogę być skompromitowany?
— Przedewszystkiem, ten służący pana, Jan Oullier...
— Tak.
— Otóż służący pana, Jan Oullier... nie powiedziałem panu tego wczoraj, przypuszczając, że pan wie o tem równie dobrze, jak ja... służący pana, Jan Oullier, na czele gromady buntowników usiłował powstrzymać w pochodzie kolumnę, która miała zająć zamek; skutkiem tych jego usiłowań nastąpiło kilka potyczek i straciliśmy trzech żołnierzy, nie licząc tego, któremu sam wymierzyłem sprawiedliwość, a który, jak mi się wydaje, musiał być z pańskiej okolicy.
— Jak się nazywał? — Franciszek Tinguy.
— Pst! generale, nie mów tak głośno, przez litość! jego siostra jest tutaj: to ta młoda dziewczyna, która nam usługiwała, do stołu; tylko co pochowała ojca.
— Ach! te wojny domowe! niech je dyabli porwą! — rzekł generał.
— Są to jednakże jedyne wojny logiczne.
— To możliwe... ale mniejsza o to. Schwytałem tego pańskiego Jana Oullier’a i uciekł.
— Dobrze zrobił! niech pan sam przyzna.
— Tak; ale nie radzę mu, żeby dostał się ponownie w moje szpony.
— O! niema obawy; teraz, kiedy jest uprzedzony, ręczę panu za niego.