Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przebycia; drogi... oni to nazywają drogami! ja nazywam to bagnami! Zresztą generał wie chyba sam najlepiej, bo przypuszczam, że nie bez trudności przeszedł pan przez tę przeklętą kaskadę Baugé, przez to istne morze błota, gdzie człowiek wpada po pas, jeśli nie wpada powyżej głowy! Ale niech pan przyzna, że to wszystko nie jest niczem w porównaniu z Kozią Dróżką, na którą za młodych lat, ja, zapalony myśliwy, nie śmiałem się puszczać bez trwogi... Doprawdy, generale, gdy pomyślę, co zaszczyt, jaki mi pan czyni, kosztował pana trudu i zmęczenia, nie wiem, jak panu okazać moją wdzięczność.
Generał widział, że na razie ma do czynienia z człowiekiem sprytniejszym od siebie. Postanowił utrzymać się w tonie, w jaki margrabia uderzył.
— Proszę mi wierzyć, panie margrabio — odparł — że żałuję niezmiernie, iż kazałem na siebie tak długo czekać, i że opóźnienie nie wynikło z mojej winy. W każdym razie postaram się skorzystać z nauczki, jaką mi pan łaskawie daje i na przyszły raz, pomimo brodów, kaskad, i dróżek, przybędę według najsurowszych przepisów etykiety.
W tej chwili zbliżył się do generała oficer po rozkazy dotyczące rewizyi, jaką należało przeprowadzić w zamku.
— To zbyteczne, kochany kapitanie — rzekł generał. — Czyż nie słyszysz, że nasz gospodarz oznajmia nam, iż przybywamy za późno? Znaczy to, że niepotrzebnie będziemy się trudzili, bo znajdziemy wszystko w porządku w zamku.
— Cóż znowu! cóż znowu! — zawołał margrabia w porządku, czy nie w porządku, mój zamek jest do pańskiego rozporządzenia, generale; niechże więc pan nim rozporządza, jak gdyby był pańską własnością.