Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go propozycyę, machnął ręką, rozzłoszczony i wszedł w gęstwinę.
— Dalej, w drogę — rzekł Jan Oullier do szuanów — na Odyńcowe rozdroże, a żywo! Idźcie łożyskiem strumienia, a za kwadrans będziecie na miejscu.
— A ty, Janie Oullier? — spytał Guérin.
— Ja — odparł stary gajowy — biegnę do Souday; chcę się upewnić, że ten Michel spełnił swoją misyę.
Mały oddział oddalił się, posłuszny, dążąc, jak polecił Jan Oullier z biegiem strumienia. Stary gajowy pozostał sam. Przez kilka chwil słuchał szmeru wody, którą szuanie dążyli, poczerm zwrócił głowę w stronę żołnierzy. Skały, na których kolumna zatrzymała się, tworzyły łańcuch, ciągnący się od wschodu na zachód w kierunku Souday. Na wschodzie kończył się o jakie dwieście kroków od miejsca, gdzie rozegrała się scena, którą opisaliśmy powyżej, łagodnym stokiem, ciągnącym się aż do strumienia. Od zachodu łańcuch skalisty przedłużał się przez pół mili mniej więcej, a im więcej zbliżał się do Souday, tem stawał się bardziej urwisty, im wyżej się wznosił, tem spadzistsze i bardziej ogołocone z roślinności były zbocza skał.
Z tej strony łańcuch skalisty kończył się prawdziwą przepaścią, na której dnie wznosiły się olbrzymie skały prostopadłe, sterczące nad strumieniem.
Raz a może dwa razy w życiu, podczas polowania na dzika, Jan Oullier odważył się zejść do tej przepaści, do której wiodła ścieżka, ginąca śród zarośli, zaledwie jedną stopę szeroka a nazwana Kozią Dróżką. Znało ją tylko kilku myśliwych.
Ale Jan Oullier schodził nią z taką trudnością i narażając się na takie wielkie niebezpieczeństwo, że nie-