Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stanowił nie przyjaźnić się, ale też i nie wdawać się w sprzeczki z byłym galernikiem.
— Ja — powtórzył ten — ja, który utrzymuję, że to bynajmniej nie przez troskliwość o nasze ciała chcecie nam przeszkodzić w wykorzystaniu naszego zwycięstwa, ale dlatego, że kazaliście nam się bić jedynie, by nie dopuścić czerwonych spodni do rabowania zamku Souday.
— Józefie Picaut — odparł Jan Oullier ze spokojem — jakkolwiek nosimy tę samą barwę, nie idziemy temi samemi drogami i nie zmierzamy do tego samego celu. Mniemałem zawsze, że ludzie, bez względu na zapatrywania, są braćmi, i nie chcę daremnie rozlewać krwi braci moich.. Co zaś do moich stosunków z mymi panami, uważałem zawsze pokorę za pierwszy obowiązek chrześcijanina, zwłaszcza, gdy ten chrześcijanin jest ubogim chłopem, jak wy i ja. Wreszcie posłuszeństwo było zawsze dla mnie nieubłaganem prawem żołnierza. Wiem, że wy tak nie myślicie; tem gorzej dla was! W innych okolicznościach kazałbym wam może pożałować tego, coście powiedzieli; ale w tej chwili nie należę do siebie... podziękujcie za to Bogu!
— No, to, gdy będziecie znów należeli do siebie — rzekł drwiąco Józef Picaut — wiecie, gdzie mnie można znaleźć, nieprawda, Janie Oullier? nie będziecie mnie szukali długo.
Poczem, zwracając się do towarzyszów, dodał:
— A teraz, jeśli są między wami tacy, którzy sądzą, że szaleństwem jest czekać na zająca, czatując, gdy można go schwytać w schronisku, niechaj ci idą za mną.
Nikt się nie poruszył; nikt nawet nie odpowiedział.
Józef Picaut, wobec milczenia, jakiem przyjęto je-