Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ma zaczerwienionymi i płonącymi, jak żar w ognisku zawołała:
— Oto, co szuanie zrobili z mego męża! oto, co Józef zrobił ze swego brata! na tego trupa przysięgam, że nie zaznam spokoju ani wypoczynku, dopóki mordercy nie zapłacą mi za to krwią własną!
— I nie będziecie czekali długo, biedna kobieto! — odezwał się głos męski za plecami dwóch kobiet.
Obie odwróciły się i ujrzały oficera, otulonego w płaszcz. Oficer ten wszedł tak, że go nie słyszały. We drzwiach widać było błyszczące bagnety, słychać było rżenie koni, które wietrzyły woń krwi.
— Kto pan jest? — spytała Maryanna.
— Stary żołnierz, jak wasz, mąż, człowiek, który widział tyle razy pole bitwy, że ma prawo powiedzieć wam, iż nie należy jęczeć nad losem tych, którzy, jak on, giną za ojczyznę, lecz należy ich pomścić.
— Ja nie jęczę, panie — odparła wdowa, podnosząc: głowę i otrząsając rozwichrzone włosy. — Kto pana sprowadza do naszej chaty jednocześnie ze śmiercią?
— Wasz mąż miał nam służyć za przewodnika w wyprawie ważnej dla dobra waszego kraju, ta wyprawa może zapobiedz przelaniu potoków krwi za sprawę straconą; czy nie moglibyście nam dać kogoś, ktoby go zastąpił?
— Czy spotka się pan z szuanami w tej wyprawie? — spytała Maryanna.
— To prawdopodobne — odparł oficer.
— W takim razie ja będę wam przewodnikiem! zawołała wdowa, biorąc strzelbę męża, zawieszoną na okapie nad kominem. — Dokąd chcecie iść? Zaprowadzę was; zapłacicie mi nabojami.